Za nami kolejna rozprawa w procesie prezydenta Ostrołęki, który oskarżony jest o nieprawidłowości przy organizowaniu przetargów. W sądzie zeznawał kluczowy świadek w sprawie - przedsiębiorca Marek T. Jego zeznaniom towarzyszyło wiele emocji. Nie stawił się tylko jeden świadek - miejska radna, którą sąd... ukarał za to karą porządkową.
Prokuratura zarzuca Łukaszowi Kulikowi popełnienie czterech przestępstw związanych z nieprawidłowościami przy organizacji przetargów. Nieprawidłowości miałyby polegać na zaniechaniu działań zmierzających do weryfikacji karalności przedsiębiorcy Marka T. (który wygrywał przetargi i wykonywał prace dla miasta, mimo tego, że był osobą karaną prawomocnie) i wykluczenia go z przetargów. Prokuratura uznała, że prezydent "działał w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez wykonawcę Marka T. oraz na szkodę interesu publicznego, wyrażającego się w konieczności zapewnienia wiarygodności dokumentów w obrocie prawnym oraz zagwarantowaniu równych pozycji uczestnikom przetargów publicznych".
Prezydent Ostrołęki nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Proces trwa. Byliśmy na kolejnej rozprawie. Prezydent Łukasz Kulik tym razem nie stawił się w sądzie - reprezentowało go dwóch obrońców.
Duże emocje w zeznaniach świadka
Na rozprawie, która odbyła się 3 listopada w Sądzie Rejonowym w Ostrołęce, miało zeznawać czworo świadków. Stawiło się troje, w tym świadek Marek T. - przedsiębiorca z branży budowlanej, który w przeszłości współpracował z władzami miasta, a obecnie pozostaje z nimi w chłodnych relacjach. Pisaliśmy o tym w naszym serwisie.
Świadkowi T. towarzyszyły duże emocje, gdy składał zeznania. Mówił m.in. o rzekomych „samowolach budowlanych” w Ostrołęce. To hasło w sali rozpraw padało wielokrotnie, także podczas pytań, jakie nie dotyczyły tej kwestii.
Sąd i prokuratura interesowali się jednak tym, jakie relacje łączyły Marka T. z obecnym prezydentem Ostrołęki i czy prezydent mógł wiedzieć o tym, czy przedsiębiorca jest karany. On sam zeznał, że prezydent o tym wiedział.
- Pan prezydent, zanim został prezydentem, jeszcze jako radny, sam się do mnie zgłosił – mówił świadek, opisując jak poznał się z włodarzem miasta. Jak zaznaczył, z prezydentem nie łączyły go relacje towarzyskie, a jedynie związane z pracą (służbowe). Twierdził, że jest ofiarą nagonki medialnej.
Sąd odczytał wcześniejsze zeznania Marka T., które później on sam jeszcze raz potwierdził.
Z zeznań odczytanych przez sędziego wynikało, że prezydent Łukasz Kulik oraz Marek T. poznali się kilka lat temu, gdy ten pierwszy został radnym. Ich relacje miały nabrać tempa w momencie, gdy Kulik został prezydentem. Oto fragment zeznań:
„Zadzwoniłem z gratulacjami i spotkałem się z panem Łukaszem. Na drugi dzień spotkaliśmy się na ulicy 11 listopada w Ostrołęce. Powiedział mi, że widziałby mnie obok siebie, abym mu pomógł. Ja wtedy powiedziałem mu, że jestem karany za coś, czego nie zrobiłem i że dostałem wyrok politycznie i jeśli ja pójdę do urzędu, to będzie miał duże kłopoty, bo go będą szkalować. Będą opisywać w mediach mnie i jego. Ale on chciał, abym pracował dla niego, mimo wyroku sądu”
Jak zaznaczył, po otrzymaniu pełnomocnictwa, rozpoczął – wraz z dwoma osobami, które polecił – sprawdzanie inwestycji i robót budowlanych rozpoczętych przez Janusza Kotowskiego, byłego prezydenta miasta.
- Przed pójściem do pracy do Urzędu zadzwoniłem do mojego mecanasa (tu pada nazwisko) i zapytałem, czy mogę pracować dla Urzędu Miasta Ostrołęki. Wtedy mecenas powiedział mi, że nie mogę pracować na etacie, bo jestem osobą karaną. Ale mogę pracować na umowę zlecenie – wskazywał T. w zeznaniach. Twierdził również, że jeden z prawników w Urzędzie Miasta miał mieć wiedzę o karalności i „przygotował umowę zlecenie”.
Kilkaset połączeń
Prokurator pytał świadka Marka T., czy był zaangażowany w kampanię wyborczą prezydenta Kulika i czy jego plakaty wyborcze wisiały na jego ogrodzeniu. W obu przypadkach świadek zaprzeczył. „Jak Pan wytłumaczy, że już po tym, jak pan przestał pracować na umowę zlecenie, mieliście kilkaset połączeń tekstowych i sms-owych?” - dopytywał prokurator.
- W większości pan prezydent do mnie dzwonił, konsultował, tak samo jak na ulicę Krańcową, chciał żebym składał, a ja powiedziałem, że nie mogę złożyć, ponieważ asfaltów nie wykonywałem. Później za 14 dni po przetargu, który wygrała (tu pada nazwa firmy), pan prezydent do mnie zadzwonił, że zmieni na kostkę – odpowiedział T.
Wiele pytań do świadka miał również obrońca prezydenta, adwokat Bartosz Tiutiunik. Pytał m.in., czy przeciwko świadkowi toczy się postępowanie w związku ze złożeniem fałszywego oświadczenia w postępowaniu przetargowym (tu zapadł już wyrok, pisaliśmy o tym tutaj - przyp. red.). Dopytywał również m.in. ile Marek T. miał spraw karnych, w których został skazany w ostatnim roku; czy składał wyjaśnienia w postępowaniu przygotowawczym we własnej sprawie oraz czy w którymś z postępowań był badany psychiatrycznie lub psychologicznie. Na ostatnie pytanie świadek odpowiedział przecząco, odnośnie swojej poprzedniej sprawy wskazywał, że nie pamięta, kiedy zapadł wyrok, ale podkreślił, że wystąpił o uzasadnienie i będzie się od niego odwoływał. Przy wielu pytaniach wciąż padały oskarżenia o "samowole budowlane".
Radna ukarana karą porządkową
Przed Markiem T. na rozprawie zeznawały jeszcze dwie osoby, była i obecna urzędniczka. Były to krótkie zeznania, odnoszące się głównie do kwestii tego, czy w ratuszu panowała wiedza na temat karalności Marka T. Wezwana została również miejska radna Ewa Żebrowska-Rosak, ale nie stawiła się w sądzie. Jak poinformował sędzia, do sądu wpłynął e-mail z wyjaśnieniem, że ma ona ważną podróż służbową. Prokurator wniósł o nałożenie kary porządkowej na radną w związku z niedostatecznym usprawiedliwieniem nieobecności. Sąd zdecydował o nałożeniu kary w wysokości 200 złotych oraz wyznaczył kolejny termin rozprawy, 29 listopada br.