Kolejny raz ostrołęccy policjanci musieli interweniować wobec osób, które koczują na przystanku przy dworcu autobusowym w Ostrołęce. Ludzie, którzy oczekują w pobliżu na autobus, mają wątpliwą przyjemność oglądania ich "popisów". Dziś w repertuarze zaprezentowali tłuczenie szklanej butelki, a niejednokrotnie można nasłuchać się także wyzwisk i wulgaryzmów.
O tym, że w letnich miesiącach istnieje problem z osobami pod wpływem alkoholu - najczęściej bezdomnymi, które zajmują przystanek przy dworcu, nie trzeba nikogo przekonywać. W przeszłości dochodziło już nawet do aktów agresji, jak wtedy, gdy 35-letnia bezdomna uderzyła 70-letnią mieszkankę miasta. Policjanci wielokrotnie interweniowali wobec osób zajmujących przystanek, zapewniając, że będą to robić do skutku.
- Można mieć już dość - mówi nam kobieta, którą spotkaliśmy przy dworcu w trakcie kolejnej interwencji policji wobec bezdomnych. - Boję się tam nawet podejść, bo takie osoby są nieobliczalne. Zajmują cały przystanek, piją wino i klną. Czy naprawdę nie da się nic z tym zrobić? Nie można w spokoju poczekać na autobus.
Zrobić można jednak niewiele, bo z punktu widzenia prawnego nie ma znaczenia, czy dana osoba ma miejsce zamieszkania czy nie, oraz jak wygląda lub pachnie. Nie można zabronić też siedzenia na przystanku. Wykroczeniem może być za to nieobyczajny wybryk, spożywanie alkoholu w miejscu publicznym czy publiczne używanie wulgaryzmów. Do tego typu zdarzeń na interwencję wzywani są policjanci.
Tak było też we wtorkowy wieczór. Tym razem osoby koczujące na przystanku rozbiły szklaną butelkę na chodniku. Na miejsce przyjechały dwa radiowozy policji, a panowie zajmujący przystanek przy funkcjonariuszach... grzecznie posprzątali co większe części butelki, chwiejnym krokiem zmierzając do śmietnika, by je wyrzucić. Policjanci dopilnowali, by koczownicy posprzątali po sobie, po czym odjechali. Towarzystwo się rozeszło, bo część przystankowych koczowników uznała, że czas "zmienić miejsce". Ciekawe, na jak długo...