Skromny, sfatygowany już, drewniany krzyż z tablicą, na której napisano: "Prosi o modlitwę do Boga". W tym miejscu w Stanisławowie niemal 25 lat temu doszło do niewyobrażalnej zbrodni. Grzegorz Sz. brutalnie pozbawił życia 26-letnią Renatę. Po ćwierć wieku szykuje się do wyjścia na wolność, choć sąd orzekł, że wciąż stwarza zagrożenie. Mieszkańcy gmin Lelis i Zbójna boją się jego powrotu. Trwa wyścig z czasem, by do niego nie dopuścić.
Na początku XXI wieku cała Ostrołęka żyła sprawą "wampira z Baranowa" (Baranowa w pow. mrągowskim - przyp. red.) Wiesława C. - seryjnego mordercy, który w latach siedemdziesiątych zgwałcił i zabił cztery kobiety. W 2003 r. skończył odbywanie kary i zamieszkał w wieżowcu przy ul. Goworowskiej w Ostrołęce. Mimo, iż zapewniał, że prędzej zabiłby sam siebie niż inną osobę, ludzie byli przerażeni. Koniec końców, "Wampir" został zmuszony do wyprowadzki i ślad po nim zaginął. Niedługo później okazało się, że zmarł.
Po latach, podobną historię przeżywają mieszkańcy gminy Lelis, w powiecie ostrołęckim. Ale ten przypadek jest inny - w przypadku Wiesława C. resocjalizacja zadziałała i wyszedł z więzienia odmieniony, a tu - wiele wskazuje na to, że jest dokładnie odwrotnie.
Zbrodnia, o której nie sposób zapomnieć
Stanisławowo leży w gminie Zbójna, ale w bezpośrednim sąsiedztwie wsi Kurpiewskie (gm. Lelis). Lokalni mieszkańcy wciąż pamiętają zbrodnię, do jakiej doszło 19 marca 2000 roku w miejscowym lesie. Mają ciarki, gdy przypomną sobie wiszące na drzewie kwiaty i tabliczkę: - Kochanej Renatce, bestialsko zamordowanej - ciocie...
Ofiarą morderstwa padła 26-letnia Renata K., która uczyła się w zaocznym technikum przy ulicy Parkowej w Ostrołęce. Na weekendowe zajęcia dojeżdżała autobusem z przystanku w Kurpiewskich, który znajdował się kilometr od jej domu. Pokonywała tę samą trasę - przez most na rzece Szkwa, do skrzyżowania w Kurpiewskich. Feralnej niedzieli rano pojechała do Ostrołęki, a po szkole wracała do domu. Za piętnaście ósma wieczorem wyjechała autobusem z ostrołęckiego dworca PKS. W Kurpiewskich miała być po godzinie 20.00.
Renata często jeździła z koleżanką Dorotą, lecz tym razem była sama. Niekiedy wieczorami wyjeżdżał po nią brat, ale tego dnia z końcowego przystanku szła pieszo. Niestety, była to jej ostatnia podróż. Kierowca zapamiętał dziewczynę, jak wsiadała i wysiadała z autobusu. Był ostatnią osobą, poza sprawcą zbrodni, która zobaczyła ją żywą.
Renata tego wieczoru nie wróciła do domu. Jej rodzice, zaniepokojoni brakiem wieści od córki, zawiadomili policję i rozpoczęły się poszukiwania. Przeszukiwano okoliczne tereny, w tym rzekę Szkwę. Dwa dni po zaginięciu Renaty, rankiem 21 marca odnaleziono jej zmasakrowane ciało. Zginęła od licznych ciosów w głowę, a niedaleko znaleziono drewniany kołek, który mógł być narzędziem zbrodni.
- Pobił ją, połamał, rozebrał ją do naga. Ojciec, jak ją zobaczył, to sam się rozebrał i ją przykrył... - wspomina okoliczna mieszkanka w rozmowie z eOstrołęką.
Policja natychmiast rozpoczęła poszukiwanie sprawców zabójstwa. Wytypowano trzech mężczyzn i tego samego dnia koło południa dokonano ich zatrzymania. Jednym z nich był 22-letni Grzegorz Sz. z pobliskiej wsi Szkwa, w gminie Lelis. To właśnie tego mężczyznę później policjanci przywieźli na wizję lokalną. Skuty kajdankami pokazywał, jak dokonał zbrodni. Jeden z mieszkańców przypomna sobie: - Jak go przywieźli to był pod wielką obstawą. Gdyby tego nie było, to ludzie zrobiliby mu krzywdę.
Ustalono, że Grzegorz szedł za Renatą i zaatakował ją, a następnie zaciągnął w pobliski las. Dziewczyna się broniła, więc był niezwykle brutalny. Ciało kobiety było obnażone, co wskazywało też na seksualny motyw zbrodni. Mówi mieszkanka gminy Lelis: - Ta dziewczyna, Renata, miała w czerwcu brać ślub. Wyobrażacie sobie... Śliczna dziewczyna. Polował na nią dłuższy czas. Przyjeżdżała ze szkoły z Ostrołęki, wysiadała w Kurpiewskich na przystanku, przechodziła przez ten mostek, a on pod mostkiem siedział i czekał.
Miejscowi wspominają Grzegorza Sz. jako nieporadnego dziwaka, trzymającego się na uboczu. Często chodził po wsi bez celu, a na dłuższe wyprawy się nie zapuszczał. Mówił niewiele, większość lokalsów nie przypomina sobie, by zamieniła z nim choć słowo. Jeden z mieszkańców, z którym rozmawiamy, wspomina o jego nietypowych zachowaniach. - Podglądał kiedyś letniczki.
I faktycznie, krąży nawet anegdota o tym, jak Sz., podglądając młode dziewczyny, miał spaść z drzewa. Z dwóch źródeł słyszymy też o tym, że doszło do dwuznacznej sytuacji z udziałem Grzegorza Sz. i kobiety, która podczas ogniska poszła do lasu za potrzebą. Też miał ją podglądać, a w konsekwencji miało dojść nawet do rękoczynów.
Za zabójstwo i zgwałcenie ze szczególnym okrucieństwem Grzegorz Sz. został skazany na karę 25 lat więzienia. Sąd ustalił, że Grzegorz Sz. zaatakował kobietę kijem, ogłuszył ją, a następnie zawlókł do lasu, zmasakrował i zgwałcił. Proces mężczyzny toczył się z wyłączeniem jawności z uwagi na to, że wiele poruszanych wątków dotyczyło sfery seksualności oskarżonego. Mimo ograniczonej poczytalności, jaką wskazano w sentencji wyroku, sąd posłał go na ćwierć wieku za kraty.
Przez lata wody w pobliskiej rzece upłynęło sporo, a historia ta, jak bumerang, wróciła do mieszkańców gmin Lelis i Zbójna. Wszystko dlatego, że w marcu zbrodniarz ze Szkwy kończy odbywanie kary i gruchnęła wiadomość, że może wrócić w rodzinne strony.
Jedni się boją, inni czekają: - Niech tylko przyjdzie...
Dom rodzinny Grzegorza znajduje się na obrzeżach wsi Szkwa, z dala od zwartej zabudowy, w pobliżu lasu, gdzie ludzie przyjeżdżają na grzyby. W ostatnich tygodniach często bywała tu policja, przeprowadzając wywiad środowiskowy. Pytano ludzi, czy jeżeli Grzegorz Sz. wróci do społeczeństwa, to czy będą w stanie z nim żyć. Kiedy pytamy miejscowych, odpowiedź nasuwa się sama.
- Jest przerażenie w nas wszystkich, bo jednak z informacji, które krążą, z nieoficjalnych źródeł, wiemy, że on jest naprawdę niebezpiecznym człowiekiem. Boimy się po prostu – mówi nam mieszkaniec jednej z okolicznych wsi.
Rozmawiamy z osobą, który mieszka blisko od miejsca, w którym stoi dom rodzinny Grzegorza Sz. - To straszne dla jego rodziny, ale i dla mieszkańców. Jest to wielki problem społeczny - przyznaje. “Nikt mu tu nie pomoże” - deklaruje kolejna osoba. “Dla rodziny Grzegorza też jest to niekorzystne. Przecież jak oni będą postrzegani, jeżeli codziennie będzie do nich policja zaglądać, bo jest podejrzenie, że może popełnić taki czyn jeszcze raz...”.
O nastroje społeczne pytamy też w Stanisławowie, czyli w miejscu, gdzie doszło do zbrodni i skąd pochodziła Renata. - Sprawa jest dość oczywista, ludzie tak jak w Szkwie i Kurpiewskich, się obawiają, szczególnie kobiety, ja sam jestem ojcem nastolatki. Mnóstwo osób byłoby tu w stanie się odegrać na nim, ale nikt nie chciałby w jego buty wchodzić - wskazuje nam jeden z mężczyzn.
Obawy są na tyle silne, że lokalni społecznicy-samorządowcy z gmin Zbójna i Lelis, na prośbę ludzi, zaczęli pisać pisma do sądu i prokuratury o to, by Grzegorz Sz. tu nie wracał. Nasz rozmówca ze Stanisławowa wspomniał o “odegraniu się” na 47-letnim dziś Grzegorzu Sz. Czy faktycznie ludzie mówią o linczu na mordercy? Pytamy i słyszymy: - Mówią. To czyste zagrożenie. Nikt oficjalnie tego nie powie, ale umówmy się... Bliska rodzina Renaty mieszka niedaleko i co - będą się z nim spotykać? Ciężko określić ryzyko tego linczu, ale na pewno jest.
Inny z miejscowych wskazuje: - Tragedia może się wydarzyć taka, że on wyjdzie i zrobi komuś krzywdę, albo wróci tam i jemu zrobią krzywdę. To bardzo prawdopodobne, za to, co zrobił. Bo ja to pamiętam. Panie, ludzie na niego czekają. Ile razy już słyszałem: “Niech tylko przyjdzie...”.
Z relacji mieszkańców wynika wprost - zarówno osoby, które mieszkają w wymienionych miejscowościach nie będą czuły się bezpiecznie w towarzystwie Grzegorza Sz., jak i on sam nie będzie mógł tu spać spokojnie. Nawet jeżeli nie miałby złych zamiarów i chciał wieść normalne życie, to istnieje duże ryzyko, że może zostać sprowokowany do agresji.
Mieszkańcy: - Nikt go tu nie chce i nie mamy już czasu. Bo w marcu wychodzi.
"Koniec kary nastąpi 16 marca 2025 roku" - potwierdza nam sędzia Jan Leszczewski z Sądu Okręgowego w Łomży.
Grzegorz Sz. stwarza zagrożenie - tak orzekł sąd
Obawy są większe z każdą kolejną informacją, jaka dociera o Grzegorzu Sz. i jego pobycie w więzieniu. - Był agresywny, popadał w konflikty ze współwięźniami i funkcjonariuszami Służby Więziennej, umieszczany był w izolatce - mówi jeden z naszych rozmówców. - Specjalnej skruchy nie deklarował, jeszcze rok temu twierdził, że siedzi niewinnie.
Ale to nie wszystko. Mówi się o tym, iż Grzegorz Sz. wciąż może mieć skłonności do agresji i osiągania zaspokojenia w związku z brutalnością. Ktoś powie, że to dane wrażliwe, ale interes społeczny w tym przypadku wymaga ujawnienia wszelkich wątpliwości, jakie w tej sprawie się pojawiają. By nie powtórzyła się tragedia, która spotkała Renatę.
Procedury, dotyczące wyjścia na wolność skazanego za zabójstwo, są już prowadzone. Z pytaniami zwracamy się do więzienia, w którym siedzi zabójca - w odpowiedzi czytamy, że dyrektor zakładu karnego, w którym przebywa 47-latek, wystąpił do sądu z wnioskiem o uznanie Grzegorza Sz. za osobę stwarzającą zagrożenie. I choć zakład karny nie udziela informacji na temat tego, jak przebiegało odbywanie kary przez osadzonego, to sam fakt złożenia takiego wniosku nie może być pozbawiony przyczyn. Wobec w pełni zresocjalizowanych więźniów, którzy zachowują się normalnie, takich wniosków się nie składa.
W grudniu 2024 r. sąd uznał Grzegorza Sz. za stwarzającego zagrożenie i orzekł stosowanie nadzoru prewencyjnego oraz obowiązek poddania się leczeniu psychiatrycznemu.
Zgodnie z prawem, nadzór prewencyjny orzekany jest wobec osoby, wobec której "zachodzi wysokie prawdopodobieństwo popełnienia przez tę osobę czynu zabronionego z użyciem przemocy lub groźbą jej użycia przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności seksualnej, zagrożonego karą pozbawienia wolności, której górna granica wynosi co najmniej 10 lat". Jeżeli prawdopodobieństwo popełnienia czynu zabronionego byłoby "bardzo wysokie", to zapadłaby decyzja o umieszczeniu go w specjalnym ośrodku.
- Czym jest nadzór prewencyjny? W praktyce to sprawowanie kontroli przez lokalną policję nad osobą uznaną za stwarzającą zagrożenie. Taka osoba, choć jest wolna, ma obowiązek informowania komendanta policji o zmianie miejsca stałego pobytu, miejsca zatrudnienia, imienia lub nazwiska, a jeżeli komendant policji tego zażąda, również udzielania informacji o miejscu aktualnego i zamierzonego pobytu oraz o terminach i miejscach wyjazdów.
Koniec kary i powrót do gminy Lelis?
Na mocy dotychczasowych decyzji, wiadomo, że Grzegorz Sz. będzie od połowy marca wolny. W związku z tym zakład karny objął go pomocą ułatwiającą znalezienie - jak nam przekazano - "odpowiedniego miejsca pobytu". I tak pojawił się pomysł, by trafił do gminy Lelis, w której mieszkał przed dokonanym zabójstwem.
Kiedy sprawa trafiła do gminy, zaczęto rozważać różne scenariusze dotyczące wyjścia 47-latka z więzienia. Co będzie, jeżeli wróci? Czy będzie możliwość zapewnienia bezpieczeństwa zarówno innym mieszkańcom, jak i jemu samemu? - te pytania przewijały się najczęściej. Odbiór społeczny dotyczący mordercy jest skrajnie negatywny, co piętrzy problemy.
Niektórzy pracownicy gminnych jednostek zapowiedzieli złożenie wniosków o wyłączenie się z postępowania dotyczącego Grzegorza Sz. Z uwagi na bariery psychologiczne – wszyscy pamiętają bowiem to, co mężczyzna zrobił Renacie w 2000 roku. Sprawa jest też w zainteresowaniu ostrołęckiej policji, na którą spadło przepytanie mieszkańców gminy Lelis, co sądzą o ewentualnym powrocie Grzegorza.
- Sytuacja jest nam znana i monitorowana na bieżąco - przyznaje w rozmowie z eOstrołęką nadkom. Tomasz Żerański, rzcznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Ostrołęce. - Jednocześnie zapewniam, że każdorazowo po otrzymaniu zgłoszeń dotyczących obaw mieszkańców, bądź sytuacji budzących ich niepokój podejmujemy czynności związane z zapewnieniem bezpieczeństwa w danym miejscu - dodaje.
Gmina Lelis: "Środowisko lokalne jest oburzone"
W ciężkiej sytuacji postawione zostały władze gminy Lelis, które na początku roku otrzymały informację, że Grzegorz Sz. po odbyciu kary 25 lat więzienia wraca do swojej matki do Szkwy. Ponadto, gmina w styczniu otrzymała pismo z prokuratury, w którym poinformowano o potrzebie rozważenia skierowania wniosku o ubezwłasnowolnienie Grzegorza Sz., ewentualnie o umieszczenie w Domu Pomocy Społecznej. Prokurator Okręgowy miał też poprosić o przekazanie informacji związanych z 47-latkiem i jego powrotem do domu.
Matka Grzegorza Sz. na początku miała deklarować przyjęcie go do domu i objęcie opieką, ale odstąpiła od deklaracji związanych ze sprawowaniem opieki. Warto tu podkreślić, że gmina nie posiada mieszkań socjalnych, chronionych ani innych lokali, do których Grzegorz Sz. mógłby trafić, a Ośrodek Pomocy Społecznej nie prowadzi usług całodobowych w miejscu zamieszkania. - Ponadto mamy duże wątpliwości, czy znajdziemy osobę chętną świadczyć usługi opiekuńcze czy specjalistyczne w miejscu zamieszkania Pana G.Sz. ze względu na wydarzenia sprzed lat oraz obawę o własne zdrowie i życie. OPS w Lelisie nie posiada własnych uprawnień, zasobów i możliwości do udzielenia pomocy adekwatnej do stanu zdrowia i sytuacji materialno-bytowej Pana G.Sz. – odpowiada nam Urząd Gminy.
Kierownik OPS i pracownicy socjalni rozmawiali z rodziną mężczyzny, kończącego odbywanie kary. Ustalono, że najbliższa rodzina nie jest w stanie udzielić skutecznego wsparcia, pomocy i opieki Grzegorzowi Sz. Członkowie rodziny Grzegorza, choć nie wszyscy, uważają, że powinien być on poddany leczeniu i terapii. Natomiast lekarze rodzinni z terenu gminy Lelis załamali ręce – stwierdzili, że nie ma możliwości zapewnienia kontroli leczenia mężczyzny, bo wymaga on całodobowej, specjalistycznej opieki.
Przebywający w więzieniu Grzegorz Sz. napisał wniosek do Ośrodka Pomocy Społecznej w Lelisie, w którym poprosił o umieszczenie go w domu pomocy społecznej za zgodą, a prokuratura poprosiła o ewentualne wskazanie takiego domu opieki. W związku z tym gmina rozpoczęła poszukiwania DPS-u. Pisma trafiły do Wyszkowa, Przasnysza, Piaseczna i Ostrołęki. Ale raz po raz przychodziły odpowiedzi odmowne. Jedna z nich brzmi: - W trosce o bezpieczeństwo i zdrowie pozostałych mieszkańców domu, z przykrością musimy odmówić przyjęcia.
Ale w międzyczasie Grzegorz Sz. cofnął zgodę na umieszczenie w DPS-ie. Do Lelisa dotarło jego oświadczenie o „niewyrażeniu zgody na umieszczenie w domu pomocy społecznej i niewyrażeniu zgody na przeprowadzenie wywiadu”. Gmina znów znalazła się w kropce, choć obawy mieszkańców narastają i do urzędu wpływają kolejne pisma m.in. ze Szkwy i Kurpiewskich. Zegar tyka, czasu coraz mniej, a sytuacja staje się naprawdę poważna.
Gminni pracownicy osobiście przekonali się o tym, co sądzą mieszkańcy. - Rozmowy ze środowiskiem lokalnym przebiegały w atmosferze oburzenia i niedowierzania w treść decyzji Sądu, który wyraził zgodę na powrót Pana G.Sz. w dawne jego miejsce zamieszkania, będące jednocześnie miejscem brutalnej zbrodni sprzed lat – czytamy w odpowiedzi udzielonej na pytania eOstrołęki.
Ośrodek Pomocy Społecznej w Lelisie wystosował więc pismo do prokuratury, w którym argumentuje brak możliwości powrotu Grzegorza Sz. do domu i apeluje o jego umieszczenie w ośrodku w Gostyninie. Gmina nie pozostawia wątpliwości: - Zamierzamy podejmować kolejne czynności, aby zapobiec powrotowi i zamieszkaniu Grzegorza Sz. na terenie gminy Lelis.
Sprawę zna również ostrołęcka prokuratura, która dostała dokumenty od prokuratury z Elbląga. - Dokumentacja dotyczyła umieszczenia Grzegorza Sz. w Domu Pomocy Społecznej, ewentualnie ubezwłasnowolnienia. Aktualnie w Prokuraturze Okręgowej w Ostrołęce trwają czynności dotyczące ewentualnego umieszczenia G. Sz. w Domu Pomocy Społecznej. W sprawie Prokuratura oczekuje na opinię biegłych psychiatrów. Prokuratura zwracała się też do stosownych organów pomocowych i policji o uzyskanie koniecznych informacji – przekazuje nam prokurator Elżbieta Edyta Łukasiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Ostrołęce.
Prokurator potwierdza też, że wpływały pisma z niepokojami społecznymi oraz z domaganiem się podjęcia działań wobec Grzegorza Sz. i jego „powrotem do społeczeństwa”. Dostajemy też zapewnienie: - Prokuratura Okręgowa w Ostrołęce przekazała do Prokuratury Okręgowej w Elblągu stosowne materiały, w tym także od mieszkańców i radnych w celu podjęcia czynności w trybie ustawy o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej.
Na koniec, wróćmy do najbliższych okolic miejsca, w którym zamordowano Renatę. Mężczyzna z Kurpiewskich, z którym rozmawiamy o sprawie bestii ze Szkwy, mówi wprost:
Jest to tragedia, że nasz system pozwala na wypuszczenie takiej osoby. To pokazuje, jak bezsilne jest nasze państwo. Ktoś odbywa sobie wyrok, wychodzi świadomy z tego co zrobił... Rozumiem prawo, że ktoś miał wyrok, odsiedział swoje i wyszedł. Ale nie powinien wracać do ludzi, jeżeli nie ma pewności, że jest zdrowy.
Inny z mieszkańców, z wielką obawą, mówi nam: - Jeśli on tu wróci, to jestem w stu procentach przekonany, że tylko czekać na nieszczęście. Trzeba zrobić wszystko, by ochronić każdą potencjalnie następną ofiarę.