Planowana w Ostrołęce spalarnia odpadów niebezpiecznych to już zawieszony projekt. Prezes Orlen EkoUtylizacja mówi, że spowodowała to " wewnętrzna analiza otoczenia biznesowego", ale nie trudno się domyślić, że sporo udziału miała w tym również część negatywnie nastawionych mieszkańców. O tym, jak trudno w tym mieście jest być zwolennikiem spalarni, przekonał się pan Jarosław.
Inwestor się starał, ale...
Spółka ORLEN EkoUtylizacja planowała wybudować w Ostrołęce Instalację Termicznego Przekształcania Odpadów Niebezpiecznych, Medycznych i Weterynaryjnych (ITPON). Instalacja miała powstać na skraju miasta, w przemysłowej części Ostrołęki. Kiedy tylko ogłoszono, że taka inwestycja jest możliwa, podniosły się głosy krytyki okolicznych mieszkańców. Spółka Orlenu robiła, co mogła, by wyjaśnić mieszkańcom, na czym polegać będzie inwestycja. Orlen wskazywał na restrykcyjne normy i standardy unieszkodliwiania odpadów, bezpieczeństwo instalacji, a nawet realną korzyść dla miasta: nowe miejsca pracy, wpływy z podatków czy odzyskiwanie energii cieplnej.
Oprócz kampanii reklamowej, ORLEN EkoUtylizacja podjęła również kwestię społecznej odpowiedzialności biznesu: już na etapie planowania inwestycji włączyła się w lokalne inicjatywy, m.in. mikołajkowe spotkanie dla podopiecznych działającego w Ostrołęce Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, zostając głównym sponsorem tego wydarzenia. Firma deklarowała również wsparcie dla lokalnego sportu.
Argumenty nie trafiły jednak do przeciwników inwestycji - nawet mimo tego, że zorganizowano im spotkanie do podobnej instalacji w Dąbrowie Górniczej. Wyjazd i zobaczenie spalarni z bliska spowodował nawet, że jeden z działaczy pro-ekologicznej organizacji zaczął publicznie głosić argumenty za budową spalarni. Ale był on w mniejszości: po wycieczce na koszt Orlenu ci najbardziej nieprzekonani jeszcze bardziej zradykalizowali swoje stanowisko.
Przekonał się o tym jeden z ostrołęczan, który powiedział publiczne, że popiera projekt wielkiej inwestycji w Ostrołęce. Pan Jarosław publicznie wystąpił podczas spotkania w Szkole Podstawowej nr 4 i powiedział:
Ja chciałbym powiedzieć, że ja jestem za budową tej spalarni. Uważam, że jej budowa pozytywnie wpłynie na przyszłość naszego miasta. Tak, proszę państwa, to trudna sprawa. W tej chwili młodzi ludzie wyjeżdżają z tego miasta, ja też byłem zmuszony, głównie przez to, że tu nie ma dobrej pracy. Ta inwestycja spowoduje sprowadzenie dobrych miejsc pracy do Ostrołęki.
Uczestnik spotkania argumentował dalej: takich spalarni jest wiele także w Polsce, sam miał okazję pracować przy budowie jednej z nich. - Wiem, że wbiłem kij w mrowisko, ale takie są fakty. Ostrołęka się wyludnia, a ta decyzja wpłynęłaby pozytywnie na rozwój miasta - mówił wówczas.
Dyskusja ożywiona, momentami za bardzo
Pan Jarosław pojawił się też na wtorkowych obradach Komisji Gospodarki Komunalnej, Infrastruktury Technicznej i Ochrony Środowiska, podczas której ogłoszono, że projekt spalarni zostaje zawieszony. Tu jednak wielkich emocji podczas spotkania nie było, bo prezes Orlen EkoUtylizacja Krzysztof Iwanicki już na samym początku ogłosił zawieszenie projektu, co w zasadzie zamknęło sprawę i nie było o czym dyskutować.
Jak traktowano osoby, które miały inne zdanie, niż tłum? Pokazuje to reakcja na słowa pana Jarosława na wspomianym spotkaniu w SP 4. Krzyki, przerywanie czy nawet... "wysyłanie do Pcimia". Inne poglądy na sprawę powodowały, że podnosiła się atmosfera wrogości, a ktoś patrzący na to z boku mógłby wysnuć wniosek, że w Ostrołęce nie potrafi się prowadzić merytorycznej debaty.
Wróćmy jednak do wtorkowej komisji, bo tu również doszło do ostrej wymiany zdań. Emocje przeniosły się jednak na korytarz i przed budynek ratusza, gdzie toczyła się jeszcze bardziej ożywiona dyskusja. Momentami aż za bardzo...
- Już bezpośrednio po wyjściu z sali, na korytarzu, rozpoczęły się słowne zaczepki wobec mnie. Z początku odpowiadałem na te personalne „zarzuty”, ale jak się sukcesywnie zaczęły do tego krzyku dołączać kolejne osoby to uznaliśmy, że trzeba dać sobie spokój i ewakuować się do wyjścia - relacjonuje nam pan Jarosław. - Słysząc wciąż ryk w moim kierunku, taki sam jak w przypadku Kozakiewicza na olimpiadzie, powieliłem jego słynny gest i wyszliśmy.
Już na zewnątrz, pewna kobieta nazwała mnie debilem, wtedy mój ojciec stanął w mojej obronie, powiedział, że jestem jego synem, na co usłyszał „dałn jesteś i dałna spłodziłeś”. Dodatkowo ktoś zaczął grozić, że nas pobije. Mój ojciec bardzo się przejął tą sytuacją i musiałem go uspokajać.
Pan Jarosław twierdzi, że krytyką się nie przejmuje i pozostaje przy swoim zdaniu, że taka instalacja jest bezpieczna i stanowiłaby wartość dodaną dla miasta. - Mnie to nie boli. Ci ludzie wiedzą, że nie mają żadnych argumentów.
Zapewne podobnie twierdzi druga strona. Każdy pozostanie przy swoim zdaniu, a inwestycję zawieszono. Tymczasem, w Czerwonym Borze podobną spalarnię chce budować samorządowa spółka z Łomży. Choć też nie ma łatwo, bo tam również widoczny jest sprzeciw mieszkańców.