Poseł Prawa i Sprawiedliwości Arkadiusz Czartoryski po dwóch godzinach obrad zaproponował, żeby komisja spuentowała posiedzenie dezyderatem.
- Prawem opozycji jest składanie na obradach projektów dezyderatów, a prawem większości jest je przyjąć, odrzucić lub zmienić ich treść. Jest to standard pracy polskiego parlamentu - mówi nam Czartoryski. - Jednak tym razem było inaczej. Prowadzący posiedzenie poseł Tadeusz Aziewicz z PO zaproponował kuriozalne głosowanie. Większość komisyjna najpierw przegłosowała, czy chce się zapoznać z treścią dezyderatu złożonego przez grupę posłów w sprawie elektrowni Ostrołęka - wyjaśnia parlamentarzysta.
Oczywiście większość PO- PSL zdecydowała, że nie ma zamiaru nawet poznać treści dezyderatu. Wyraźnie zdenerwowany poseł Czartoryski był zaskoczony takim potraktowaniem sprawy i po dopytaniu przewodniczącego Aziewicza opuścił salę obrad komisji. Za posłem Czartoryski wyszła cała grupa posłów PiS.
Zaraz po tym fakcie Czartoryski udzielił wywiadu prasie, mówiąc, że Donald Tusk może przeprosić Łukaszenkę, ponieważ w Polsce zasady demokratyczne są łamane w większym stopniu niż na Białorusi.
- Faktycznie pierwszy raz stało się tak, że zostało odebrane prawo opozycji nawet do wysłuchania. Dezyderat jest podstawową i główną formą zwracania się posłów do rządu. Tym razem posłowie PO przegłosowali, że nie chcą znać treści dezyderatu, wokół którego spotkała się komisja i dwie godziny dyskutowała. Jak widać można przegłosować wszystko - podsumowuje Czartoryski.