"Żeby nie było śladów" to historia maturzysty Grzegorza Przemyka, skatowanego w 1983 r. przez milicjantów. Warto ją poznać, choćby dlatego, że film - będący polskim kandydatem do Oscara - powstawał również w Ostrołęce. W filmie można oglądać sceny kręcone w opuszczonym szpitalu przy ul. Sienkiewicza.
Film Jana P. Matuszyńskiego "Żeby nie było śladów" miał światową premierę podczas festiwalu filmowego w Wenecji. To historia Grzegorza Przemyka - maturzysty, śmiertelnie pobitego przez milicjantów w 1983 roku. Film do polskich kin trafił 24 września.
"Żeby nie było śladów". Film powstawał w Ostrołęce
W sieprniu 2020 roku ekipa filmowa z produkcji "Żeby nie było śladów" przyjechała do Ostrołęki, by przeprowadzić casting na statystów do filmu.
Poszukiwano kobiet i mężczyzn w wieku 18-70 lat oraz dzieci w wieku 7-15 lat. Miały być to osoby naturalne, bez widocznych tatuaży, sztucznych rzęs, powiększanych ust - u panów mile widziane były dłuższe włosy, wąsy i brody. Z kolei u pań wykluczone były włosy ombre, balejaże lub włosy w nienaturalnych kolorach.
Casting w Ostrołęce cieszył się sporym zainteresowaniem. Łącznie poszukiwano około 100 chętnych osób z naszego miasta do zagrania w filmie. Dlaczego akurat w Ostrołęce przeprowadzano casting? Bo tu powstawały też zdjęcia do filmu - kręcono je w dniach 3-4 września 2020 r.
"Żeby nie było śladów'. Czy warto obejrzeć?
Oglądając film "Żeby nie było śladów" można przenieść się blisko 30 lat wstecz. Widz od podszewki poznaje mechanizmy komunistycznej propagandy, które ostatecznie miały zrzucić winę z milicjantów-katów, przerzucając ją na niewinnych sanitariuszy.
Sceny ostrołęckie? Wprawne oko mieszkańca miasta, główne tego starszego, pamiętającego jeszcze "stary szpital", bez trudu wychwyci pewne szczegóły związane z korytarzami gmachu przy ul. Sienkiewicza.
Historia Grzegorza Przemyka jest warta uwagi. Warto ją poznać, choćby po to, by wyciągnąć lekcję z tamtych trudnych czasów. By nigdy się już nie powtórzyły. Film "Żeby nie było śladów" grany jest w ostrołęckim Kinie Jantar.