Od około 10 lat od Urzędu Miasta Ostrołęki trafiają skargi, które roją się od wulgaryzmów, obraźliwych stwierdzeń i obelg w stosunku do jednego z polityków oraz przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości. Za każdym razem rada miasta musi rozpatrzyć skargę i zazwyczaj przekazuje pismo do prokuratury.
Rada miasta Ostrołęki ma w kompetencjach również rozpatrywanie skarg na władze miasta lub jednostki organizacyjne - taką skargę ma prawo napisać każdy mieszkaniec Ostrołęki. Jednak jedna z osób wyjątkowo często śle pisma do ratusza. Ta saga trwa już... ponad 10 lat. Wytrwałość "B.J" - bo tak najczęściej nazywana jest ta petentka - byłaby godna podziwu. Gdyby nie to, co znajduje się w tych skargach.
Pisma, jakie trafiają do Urzędu Miasta, nie nadają się do cytowania. Roją się od wyzwisk i wulgaryzmów skierowanych głównie do jednej osoby z kręgów samorządowych, nie zajmującej obecnie żadnego stanowiska w urzędzie. Ostre słowa padają także w stosunku do ostrołęckich przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości.
Co kieruje "B.J", że już od ponad 10 lat wysyła skargi do ratusza? Tego nie wie nikt. W przeszłości prokuratura oskarżyła autorkę skarg o stalking w stosunku do jednego z lokalnych polityków, ale sąd zwrócił akt oskarżenia, stwierdzając, że najpierw sprawą powinien zająć się... psychiatra.
Minęły lata, skargi wciąż płyną - podczas ostatniej sesji rady miasta rozpatrywano kolejne cztery pisma tej petentki. Kolejny raz skierowano je do prokuratury. Niektórzy radni mają już jednak szczerze dość czytania i oceniania tego typu listów. Na sesji rady miasta poruszono tę kwestię.
- Wydaje mi się, że nie wszystko, co ktoś napisze, że to "skarga", to z treści tak wynika. W przypadku skarg tej pani, to jakby pan przewodniczący mógł wystąpić o opinię, czy musimy zajmować się tymi pismami. Wszyscy wiemy, jakiego kalibru są to pisma i co jest w nich opisywane. Nie wiem, czy my w ogóle powinniśmy się tym zajmować. Poziom tego niczego nie wnosi do samorządu, żaden problem w tych kategoriach nie zostanie zajęty, a zajmując się tą sprawą dajemy paliwo tej osobie do pisania kolejnych tego rodzaju pism - wskazał radny Mariusz Mierzejewski, dodając:
Ta grafomiania nie ma znamion skargi, oprócz tego, że coś jest tam napisane na początku, że to "skarga"
Przewodnicząca komisji skarg i wniosków Ewa Szatanek zwróciła uwagę, że były już na ten temat prowadzone rozmowy z Biurem Prawnym UM i uznano, że jako rada miasta skargę należy rozpoznać. - Takie są nasze zadania - stwierdziła.
Głos zabrał także obecny na sesji prawnik. Jak przyznał, skargi pani "B.J" mają już długą tradycję. - Jak zobaczyłem na informację od prokuratury o przyjęciu skarg, to końcówka sygnatury wskazuje, że to już od 2018 roku prokuratura gromadzi te skargi. Rada powinna się zajmować tego typu, nawet tzw. skargami i podejmować jakiekolwiek rozstrzynięcia - stwierdził.
- Rzeczywiście, tu pan radny ma rację, że tytuł nie rostrzyga o tym, czy coś jest skargą czy nie, natomiast treść - powiedział mecenas. - W tych skargach używane są różne określenia obraźliwe. Mimo wszystko należy to kierować do prokuratury, gdyż to prokuratura jest organem właściwym do zapoznania się. Z ostrożności te skargi należy przekazywać do prokuratury.