eOstroleka.pl
Polska,

Wywiad z Ryszardem Legutko: „Polska się sypie”

REKLAMA
zdjecie 480
Profesor Ryszard Legutko (fot. eOstroleka.pl) Profesor Ryszard Legutko (fot. eOstroleka.pl)
REKLAMA
Gazeta Polska Codziennie: „Platforma jest w największej europejskiej frakcji parlamentarnej, gdzie nie ma absolutnie nic do powiedzenia. W sprawach międzynarodowych decydują inni, ale Tusk uśmiecha się mając poczucie, że tkwi w centrum” - z Ryszardem Legutko rozmawia Dawid Wildstein i Samuel Pereira.


Polityka stała się sferą błazenady i groteski: puste awantury, Biedroń, Grodzka, historyk idei jako ekspert od prawa, Mucha od sportu. Na ile taka sytuacja degeneruje wspólnotę, czemu władzy to się opłaca?

- Te błazenady, decyzje wyglądające na kpinę, demonstracyjne, wszystko nam wolno, to właśnie wynik zdegenerowania wspólnoty. Taka buta władzy jest możliwa tylko gdy większość wyborców do żadnej wspólnoty nie należy i są zbiorem atomów, których nic ponad statystyką nie łączy. Takim zbiorem najłatwiej rządzić siłą i strachem. Władza to doskonale rozumie.

Krytyka Polityczna, znana z zaproszenia niemieckich bojówek i znalezienia ich broni w jej lokalu, to środowisko zajmujące się również promowaniem idei komunistycznej. Finansowane z naszych środków. Jesteśmy skazani na takie „zmiany”?

- Zgodnie z istniejącym w tej chwili w Polsce układem władzy wszystko wskazuje na to, że promocja lewactwa, zaczytywanie się w Leninie i pałowanie na ulicach dowodzą umiłowania wolności, promocja patriotyzmu to kryminogenna zadyma. Nas to oburza ale jesteśmy niestety w mniejszości.

Po wygranej prawicowego Partido Popular w Hiszpanii, Platforma przypomniała, że w europarlamencie są w jednej frakcji zaś PiS znajduje się na „peryferiach Europy”.

- Platforma jest w największej europejskiej frakcji parlamentarnej, gdzie nie ma absolutnie nic do powiedzenia. W sprawach międzynarodowych decydują inni, ale Tusk uśmiecha się mając poczucie, że tkwi w centrum.

Gdzie jest dziś to europejskie centrum?

- Jego historyczny rodowód wywodzi się wprost z przemian końca lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. To lewicowa ideologia pokolenia kontestatorów 68 r. określa wciąż to, co jest normą i co jej zagraża. Partie europejskie mniej lub bardziej nawiązujące do konserwatyzmu skazane są więc na dwa scenariusze, albo zachowają swoją ideową tożsamość, co oznacza zepchnięcie na margines, albo pójdą na kompromisy kosztem swojej tożsamości. Jestem zwolennikiem ugody taktycznej, w razie konieczności dokonywanej przez partie, nie ma jednak i nie powinno być miejsca na kompromisy ideowe niezależnie od siły nacisku, czy pokusy handlu pryncypiami.

Jest Pan europosłem. Jak Pan widzi przyszłość Europy?

- W obliczu kryzysu Europa idzie ku kolejnej traktatowej zmianie swojego kształtu, być może najgłębszej, najpoważniej ingerującej w interesy poszczególnych państw. Zmiana ta wyzwoli swoistą dynamikę, której skutku nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Może ona doprowadzić do upadku Unii i powrotu do modelu wspólnoty wyłącznie gospodarczej. Na pewno zmiany odbędą się bez udziału polskiego rządu i to jest w tej chwili realne zagrożenie.

Chrześcijaństwo przeżywa dziś poważny kryzys w Europie. Tymczasem europejska cywilizacja powstała w oparciu o wartości chrześcijańskie. Skąd ten paradoks?

- Niewątpliwie ma to związek z triumfem pokolenia roku 1968. Od tego czasu Kościół w Europie jest całkowicie osamotniony. Nie ma już żadnego wpływu na państwo i malejący na ludzi. To dość powszechne prawo historii, największy hałas i krzyk wzmaga się gdy źródło zagrożeń, wymyślonych bądź realnych, wysycha.

Wracając po polskiej polityki: jaki jest plan PiS-u na kolejne 4 lata? Jaka jest Pana recepta na przekroczenie magicznego progu 30 proc?

- Patrząc na dość spójną historię wyborów politycznych w Polsce po 1989 roku można łatwo stać się pesymistą, te 30 proc. to jakaś klątwa. Czy w wyborach bierze udział jedna, czy wiele partii, to wydaje się, że na wiele więcej nie mogą liczyć. Dobrze wiadomo, że konwencjonalne środki, głownie uczciwe informowanie o działalności i poglądach partii za pośrednictwem mediów masowych nie są nam dane. Dlatego trzeba korzystać w pełni z tego, co jest, czyli działalności bezpośredniej, środowiskowej, choćby prywatnej edukacji. To praca długotrwała i żmudna. A przy okazji dodam, że nasi koalicjanci z Parlamentu Europejskiego, ODS i brytyjscy konserwatyści, są pod dużym wrażeniem tych 30 proc. i ich trwałości. Z takim poparciem się w wielu krajach rządzi, a dla nawet dużych partii to jest górny pułap marzeń. ODS rządzi Czechami, oczywiście koalicyjnie, z poparciem 20 proc. Mając takie poparcie jak my, uznaliby się za wielkich triumfatorów.

Jak odbiera Pan secesję Ziobry? Na ile była intencjonalna, a na ile wymuszona działaniami Prezesa?
- Nie potrafię doszukać się jakichkolwiek innych przyczyn i motywacji, niż kwestie ambicjonalne. Kolejna grupka z PiS, która uległa grzechowi pychy i zostanie za to, tak jak w poprzednich wypadkach, ukarana przez wyborców marginalizacją. Nasi wyborcy, niezależnie od zróżnicowanej oceny ostatnich wydarzeń, czy zamętu w ich interpretacji, cenią jedność prawicy i mają zaufanie do Jarosława Kaczyńskiego, który od ponad dwudziestu lat trafnie diagnozuje naszą rzeczywistość. Nie było większego sukcesu politycznego polskiej prawicy, niż ten, jaki stał się i jest udziałem Prawa i Sprawiedliwości. Oczywiście chcemy więcej, ale pamiętajmy, z jakiego punktu startowaliśmy.

Wobec tego jak się odnaleźć w sytuacji tak silnej dominacji partii władzy?

- Nie ma co ukrywać, że mamy znacznie trudniej, niż zwolennicy partii władzy, nie tylko dlatego, że rządzą, ale głównie dlatego, że nie określają szczególnych celów tego rządzenia. Polacy są w większości społeczeństwem, które pragnie status quo, a my jesteśmy partią zmiany. Ten program obrony status quo ma poparcie mediów, elit i całej lumpeninteligencji. Dlatego trudno przebić się z programem zmiany.

Jakie pozostają możliwości w takiej rzeczywistości?

- Po pierwsze, maksymalne rozszerzanie źródeł komunikacji ze społeczeństwem. To już się dzieje, ale wciąż zbyt mało; są przecież wydawnictwa, czasopisma, stowarzyszenia i cały ten drugi obieg. Po drugie, trzeba starać się zwalczać wszelkimi sposobami, również prawnymi, monopol polityczny w Polsce. Po trzecie, Polska się sypie, a więc może konsekwentne wskazywanie związku przyczynowo-skutkowego między tym sypaniem się a faktem sprawowania rządów przez PO dotrze do pewnej części ludzi. Na razie jest z tym trudno, lecz nie trzeba ustawać. Monopol dali PO wyborcy i tylko wyborcy mogą go odebrać.

Wywiad ukazał się w całości w Gazecie Polskiej Codziennej (26-27.11.2011 r.)


[źródło: Gazeta Polska Codziennie]
Kalendarz imprez
listopad 2024
PnWtŚrCzPtSoNd
 28  29  30  31  1 dk2 dk3
dk4 dk5 dk6 dk7 dk8 dk9 dk10
dk11 dk12 dk13 dk14 dk15 dk16 dk17
dk18 dk19 dk20 dk21 dk22 dk23 dk24
dk25 dk26 dk27 dk28 dk29 dk30  1
×