„To były działania obliczone na osłabianie charakterów. Na łamanie niezłomnych postaw. Zdawałem sobie z tego sprawę i wiedziałem, że musi być trudno” - mówi w wywiadzie dla „Głosu Katolickiego” ostrołęcki senator PiS Robert Mamątow. Dzięki uprzejmości senatora publikujemy wywiad w całości.
W jakich okolicznościach rozpoczął pan współpracę z „Solidarnością”? A przy okazji jak wspomina pan okres czternastu miesięcy pomiędzy podpisaniem porozumień sierpniowych do chwili wprowadzenia stanu wojennego określany niekiedy mianem „karnawału Solidarności”?
- To było spontaniczne. W Spółdzielni Pracy „Przyszłość” w Ostrołęce, gdzie pracowałem, na jednym z zebrań załogi ówczesny prezes arogancko beształ pracowników, nie liczył się z żadnymi prośbami czy uwagami. Wtedy jako młody chłopak po raz pierwszy publicznie zabrałem głos, powiedziałem, że ludzi należy słuchać i szanować. To wystąpienie zakończyło się ostrą rozmową „na dywaniku u prezesa” i groźbami z jego strony. Uznałem, że nie można się dać zastraszać i wtedy wspólnie z kolegami założyliśmy Komitet Obywatelski NSZZ „Solidarność,” po to żeby bronić spraw pracowniczych. Później działałem w Komisji Interwencyjnej związku założonej na Mazowszu przez Zbigniewa Romaszewskiego i tu znowu - broniliśmy zwykłych ludzi przed bezdusznym aparatem państwa. Jestem daleki od nazywania tego okresu „karnawałem Solidarności”. Dla ludzi, którzy uznali, że kończy się czas niesprawiedliwości i kłamstwa, nie był to czas zabawy, a dużego zaangażowania. Wierzyłem wówczas, że zmiany będą dużo większe i będą następowały bardzo szybko. Niestety nie miałem doświadczenia i nie zdawałem sobie sprawy z tego, że władza prowadzi podwójną grę.
Podczas zjazdu „Solidarności” w hali „Oliwia” związkowcy uchwalili odezwę do robotników innych krajów bloku sowieckiego. Jej odważna treść rozsierdziła zarówno rezydentów Kremla jak i komunistów w kraju. Czy przypadkiem związkowcy nie przesadzili tym samym przekreślając szansę jakiegokolwiek kompromisu z władzą?
- Nic w tym dziwnego, że komuniści różnej maści reagowali histerycznie. Władze państwowe były przyzwyczajone do tego, że to im przysługuje monopol do pisania pozdrowień do bratnich partii i narodów. Nikogo nie dziwiły odezwy i apele międzynarodówek młodzieży socjalistycznej, komsomołców itp. Związkowcy, zwłaszcza w takim momencie zrobili rzecz słuszną. Wtedy nie chodziło o zawieranie nierównych a przez to niesłusznych kompromisów, ale o zwycięstwo nad zbrodniczym, totalitarnym ustrojem.
Czy tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego docierały do lokalnych struktur związku na północnym Mazowszu sygnały wskazujące o zamiarze zbrojnej rozprawy z „Solidarnością”?
- Nie wiem o tym do dzisiaj. Myślę, że to była słaba strona Związku, że brak było dostępu do tego rodzaju wiedzy. Dzisiaj to rozumiem - wtedy nie wiedziałem, że „Solidarność” była naszpikowana agenturą. Po latach okazało się, co jest dla mnie bardzo bolesne, że także w ostrołęckich strukturach było wielu tajnych współpracowników SB. Czym kierowali się Ci ludzie? Jakie były ich motywacje? Jak byli zastraszani? Tego nie wiem, nie chcę więc wydawać jednoznacznych ocen.
Pamięta pan ten szczególny moment rozpoczęcia stanu wojennego?
- Trudno nie pamiętać momentu kiedy tuż nad ranem zabierają człowieka z domu. Byłem aresztowany przez sześciu funkcjonariuszy MO i SB, a za progiem została żona - wtedy ze złamanym obojczykiem - w łóżeczkach dwójka małych dzieci… Bardzo tę sytuację przeżywałem, o sobie jednak nie myślałem, myślałem o tym jak oni sobie poradzą. I tak tydzień spędziłem w areszcie śledczym w Ostrołęce, później wywieziono nas do zakładu karnego w Iławie.
Przez przeszło cztery miesiące był pan więziony w Iławie, rzecz jasna ze względu na działalność związkową. Niebawem po opuszczeniu tamtejszego zakładu karnego zatrzymano pana ponownie, a następnie - niczym „Człowieka z Żelaza” - zwolniono z pracy… Zapewne był to trudny czas…
- To były działania obliczone na osłabianie charakterów. Na łamanie niezłomnych postaw. Zdawałem sobie z tego sprawę i wiedziałem, że musi być trudno. Miałem wydany przez komunistyczną władzę „wilczy bilet”, czyli zakaz zatrudnienia. Nie mogąc znaleźć nigdzie pracy wziąłem sprawy w swoje ręce, założyłem firmę remontowo-budowlaną. Nie było łatwo, ale spotykałem się także z życzliwością. Szczególnie dobrze wspominam współpracę z ówczesną dyrekcją szpitala w Ostrołęce, dzięki zleceniom remontowym z tej placówki udało mi się przetrwać najtrudniejszy okres.
U progu stanu wojennego „Solidarność” chlubiła się zrzeszaniem przeszło dziesięciu milionów członków. Jak zatem tłumaczyć okoliczność, że w momencie rozpoczęcia „wojny polsko-jaruzelskiej” poza nielicznymi enklawami (m.i.n. Kopalnia „Wujek”) społeczeństwo pozostało zaskakująco bierne?
- Częściowo wyjaśniają to odpowiedzi na poprzednie pytania. Do „Solidarności” przystępowali ludzie z entuzjazmem i przekonaniem, że zachodzą zmiany na lepsze, że liczy się każdy człowiek dobrej woli. Nagłe wprowadzenie stanu wojennego - aresztowania, czołgi na ulicach, wyrzucanie z pracy, niepewność co będzie działo się z najbliższymi - spowodowało zwątpienie. Trzeba też przypomnieć, że agentura w strukturach związku działała m.i.n. po to żeby ludzi zniechęcać.
W 1988 r. zaistniał cień szansy na ponowną legalizację Niezależnych Związków Zawodowych. Niektórzy przedstawiciele tzw. pierwszej „Solidarności” twierdzą, że bardziej ugodowa część liderów związku zdecydowała się na kompromis z władzą. Czy pańskim zdaniem istotne jest w tym nieco prawdy?
- Dzisiaj znamy fakty. Wiemy, że część działaczy związkowych dążyła do kompromisu z władzą widząc dla siebie miejsce w jej strukturach, inni kierowali się czystymi intencjami. Pierwsza „Solidarność” skupiała całą opozycję, teraz widać jak zróżnicowane było to środowisko. To z działaczy związkowych tamtego okresu wywodzi się kierownictwo większości działających dziś partii czy ugrupowań politycznych, tak bardzo się przecież różniących. Podam najbardziej jaskrawy przykład: rządząca PO i będące w opozycji wobec niej PiS wyrosły z „Solidarności”. Proszę także przeanalizować partie i organizacje lewicowe w tym świetle. W mojej opinii w twierdzeniu, że „część liderów związkowych dążyła do kompromisu z ówczesną władzą” jest bardzo dużo prawdy.
Winnych stanu wojennego wciąż nie osądzono. Czym pańskim zdaniem tłumaczyć tę sytuację?
- Po pierwsze, brakiem woli politycznej, przy jednocześnie słabym nacisku społecznym. Po wtóre, brak nacisku społecznego zachęca do wykorzystywanie możliwości proceduralnych i przedłużania procesów sądowych, oczywiście z przyzwoleniem aparatu sądowego. Krótko mówiąc: nie jesteśmy jeszcze krajem w pełni praworządnym, który rzetelnie rozliczył się ze swoją najnowszą historią.
Robert Mamątow o stanie wojennym: „Byłem aresztowany przez sześciu funkcjonariuszy MO i SB”
Zobacz również
Robert Mamątow dla eOstrołęka.pl: „Biorę odpowiedzialność za wszystko co robię” (UNIKALNE ZDJĘCIA)
Uchwała PiS w 30. rocznicę stanu wojennego
Stan wojenny niezgodny z konstytucją
Spotkanie z twórcami Encyklopedii Solidarności (ZDJĘCIA)
Dziś 29. rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Demonstracja przed domem Jaruzelskiego (WIDEO)
Kalendarz imprez
Pn | Wt | Śr | Cz | Pt | So | Nd |
28 | 29 | 30 | 31 | 1 | 2 | 3 |
4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 |
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 |
18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 1 |