O tym kolejowym wypadku głośno było w 1989 r. w powiecie ostrołęckim. W Gucinie (gm. Czerwin) doszło do poważnego w skutkach zderzenia pociągu towarowego z lokomotywą. W trakcie usuwania skutków wypadku nagle umarł jeden z pracowników technicznych. Później trwało żmudne śledztwo - i kiedy wydawało się, że kara dla maszynisty - członka PZPR, który w trakcie zdarzenia był pijany, jest nieunikniona, prokurator... nieoczekiwanie umorzył śledztwo. Po latach możemy poznać kulisy tego zdarzenia i tego, co działo się później.
Katastrofa kolejowa w Gucinie. Podczas usuwania jej skutków doszło do tragedii
17 czerwca 1989 roku, stacja PKP w Gucinie. O godzinie 4:38 dochodzi do katastrofy kolejowej. Pociąg towarowy relacji Siedlce-Ostrołęka prowadzący przez lokomotywę ST-44, ciągnąc 39 wagonów z węglem, obsługiwany przez drużynę z PKP Siedlce, zderza się z lokomotywą ST-44 obsługiwaną przez PKP Ostrołęka, która wykonywała manewr przetoczenia wagonu z pociągu towarowego. W wyniku tego zdarzenia dwie lokomotywy i jeden wagon nadawały się tylko do kasacji, uszkodzeniu uległo też około 100 metrów toru. Zderzenie nastąpiło przy prędkości 65 km/h.
Wyjaśnienie przyczyn zdarzenia było kluczowe dla zapewnienia bezpieczeństwa ruchu kolejowego. Po latach, dzięki dokumentom Instytutu Pamięci Narodowej, mogliśmy poznać kulisy pracy służb dotyczące tego, co wydarzyło się przed laty w Gucinie. Szczególnie zaskakująca była decyzja końcowa prokuratora.
Wróćmy jednak do Gucina. Po wypadku zablokowany był szlak kolejowy Ostrołęka - Ostrów Maz. Odwołano trzy pociągi osobowe. Oprócz obrażeń ciała, których doznali uczestnicy wypadku i zniszczonych lokomotyw, sprawa miała również tragiczne tło z powodu zdarzenia, do jakiego doszło podczas usuwania skutków wypadku. Jeden z pracowników technicznych nagle doznał wylewu i zmarł. Miał 48 lat.
Maszynista był pijany
Kilka osób zostało rannych, udzielano im pomocy lekarskiej, a trzech uczestników zdarzenia przewieziono do szpitala w Ostrołęce. O godz. 5:10, a więc 32 minuty po zdarzeniu, od maszynistów przebywających w szpitalu pobrana została krew do badań. O godzinie 13:19, a więc już wiele godzin po wypadku, maszynista pociągu towarowego z Siedlec Janusz M. jest badany alkomatem. Wydmuchuje 0,54 promila.
Tego samego dnia o godz. 19:00 prokurator stawia zarzuty Januszowi M. Maszynista uważa, że w czasie prowadzenia pociągu "chwilowo zasnął" i nie zauważył sygnału "stój". Podejrzany, decyzją prokuratora, trafia do aresztu, ale dzień później prowadzący śledztwo zmienia decyzję i uchyla areszt, zamieniając go na dozór Milicji Obywatelskiej.
- Powodem zmiany środka zapobiegawczego było pogorszenie się stanu zdrowia podejrzanego, co spowodowało, że został on odwieziony na oddział chirurgiczny szpitala w Ostrołęce, gdzie przebywa nadal - argumentował prokurator.
Śledczy przygotowują szczegółową notatkę dotyczącą Janusza M., maszynisty spalinowych pojazdów trakcyjnych II klasy. Wskazują w niej, że dał się poznać jako pracownik pozytywny. Był kilka razy karany za uchybienia w pracy, ale "kary są zatarte". W przeszłości było też podejrzenie, że nadużywał alkoholu, przez co nawet chwilowo był odsunięty od wykonywania obowiązków maszynisty, lecz "od paru lat przesłanki ustały" i wrócił do pracy. Był też członkiem PZPR, co nie umknęło uwadze służb. - Bierze czynny udział w pracach społeczno-politycznych na terenie zakładu.
Ostatecznie dochodzenie wykazało, że w momencie wypadku miał mieć 1,6 promila alkoholu we krwi.
Ucieczka z miejsca zdarzenia
Okoliczności tego wypadku od początku były zagadkowe. Śledczy nie mieli łatwego zadania, bo w wyniku oględzin stwierdzono brak taśm rejestrujących pracę lokomotyw z Siedlec. - Zachodzi podejrzenie, że zostały one zabrane przez zbiegłych pracowników - wskazano. Dopiero później ustalono, przy jakiej prędkości doszło do wypadku.
Założono sprawę operacyjnego rozpracowania o kryptonimie "Najazd". Początkowo toczyła się ona przeciwko pięciu osobom. To dwaj maszyniści i pomocnik maszynisty z PKP Siedlce oraz maszynista i pomocnik z PKP Ostrołęka.
Już wstępne ustalenia wskazywały, że przyczyną zdarzenia mogło być naruszenie przepisów w ruchu kolejowym. Załoga pociągu z Siedlec zignorować miała nakaz "stój" podany semaforem. Straty, jak na początku szacowano, miały wynieść 250 mln (starych) złotych. Była to liczba zdecydowanie przeszacowana, bowiem finalnie ogólna wartość strat wyniosła 12 249 575 (starych) złotych.
Co ważne, tuż po wypadku młodszy maszynista, kierownik pociągu i konduktor uciekli z miejsca zdarzenia. Stanisław K., będący młodszym maszynistą pociągu z Siedlec, następnego dnia zgłosił się do pracy, twierdząc, że doznał szoku i dlatego uciekł z miejsca wypadku. Pozostali "uciekinierzy" zeznali podobnie, dodając, że nie wiedzą, jak dotarli do domu.
Służby chciały wiedzieć, jak osoby, które uciekły z miejsca zdarzenia, trafiły do domu i dlaczego w ogóle uciekały, choć fakt, że maszynista Janusz M. był pod wpływem alkoholu, mógł tu wiele wyjaśniać.
Zaskakujący finał
Sprawę operacyjnego rozpracowania o kryptonimie "Najazd" prowadzono od 19 czerwca 1989 r. do 29 stytcznia 1990 r. Wynik rozpracowania: - Ustalono, że przyczyną zdarzenia było naruszenie przez członków drużyny lokomotywy pociągu z Siedlec przepisów w ruchu kolejowym polegających na nie podporządkowaniu się nakazowi "stój" podawanemu semaforem, w następstwie czego doprowadzili do zderzenia (...) powodując zniszczenie lokomotyw spalinowych.
I dalej: - Maszynista Janusz M. prowadził pociąg pod wpływem alkoholu.
Sprawę rozpracowania zamykano, gdyż "w sprawie ustalono okoliczności zdarzenia, jego przyczyny, osoby winne i wysokość poniesionych strat". Najbardziej zaskakuje jednak decyzja, jaką w śledztwie dotyczącym katastrofy kolejowej w Gucinie podjął prowadzący sprawę prokurator.
Podejrzanym Januszowi M., Marianowi M. i Stanisławowi K. przedstawiono zarzut popełnienia przestępstwa doprowadzenia do katastrofy w ruchu kolejowym w znacznych rozmiarach, zagrażającej życiu ludzi i mienia. Ostatecznie, choć materiały śledztwa przekazano z wnioskiem o sporządzenie aktu oskarżenia, nieoczekiwanie decyzją Prokuratora Wojewódzkiego, postępowanie przygotowawcze umorzono. W aktach sprawy o kryptonimie "Najazd" czytamy: - W związku z rozwiązaniem celu sprawy (...) zakończono dalsze prowadzenie rozpoznania.
Dlaczego śledztwo ws. katastrofy w Gucinie zostało umorzone? I to mimo wniosku o sporządzenie aktu oskarżenia oraz, wydawałoby się, oczywistych dowodów i wcześniej postawionych zarzutów? Tego nie ustalono - do akt trafiła jedynie krótka adnotacja o umorzeniu. Bardzo zaskakującym, biorąc pod uwagę zgromadzony materiał.
Po upływie 35 lat na te pytania nie poznamy już odpowiedzi. Maszynista Janusz M. zmarł w 2015 roku. Dokumenty w sprawie tej katastrofy dotychczas były tajne, klauzulę tajności zniesiono dopiero 16 lipca 2024 r.