W trzech kwartałach tego roku do sądów okręgowych w całej Polsce wpłynęło blisko 62 tys. pozwów rozwodowych. To o 1,5% więcej niż w analogicznym okresie 2023 roku, kiedy było ich prawie 61 tys. Najwięcej pozwów złożono do sądów w dużych miastach. W całej Warszawie odnotowano ich łącznie 5,8 tys. Z kolei w Poznaniu było 3,9 tys. takich przypadków, a w Gdańsku zaobserwowano ich 3,4 tys. Eksperci nie są zaskoczeni tymi danymi. Jednocześnie wskazują, że spada liczba zawieranych małżeństw. Można zatem postawić tezę, że w strukturze społecznej zachodzą istotne zmiany.
W sądach jest więcej pozwów
W trzech kwartałach br. Polacy złożyli blisko 62 tys. pozwów rozwodowych. To o 1,5% więcej niż w analogicznym okresie 2023 roku, kiedy było ich prawie 61 tys. Tak wynika z danych udostępnionych przez 47 sądów okręgowych. Zdaniem Kamila Jury, prawnika i mediatora z kancelarii rozwodowej Nowy-Etap.pl, ten niewielki wzrost można interpretować jako sygnał utrzymującej się wysokiej skali rozwodów. Choć wzrost nie jest duży, to w zestawieniu z faktem, że spada liczba zawieranych małżeństw, może on wskazywać na istotne zmiany w strukturze społecznej. Przy tym ekspert zastrzega, że liczba pozwów nie musi się przekładać na liczbę rozwodów. Część osób może jeszcze zmienić decyzję lub podjąć próbę naprawienia relacji. Dopiero dane o liczbie rozwodów orzeczonych w danym roku oraz w latach kolejnych pozwolą dokładniej ocenić rzeczywisty wzrost.
– Jeszcze przez kilka lat pandemia będzie zbierać swoje „żniwa”, jeśli chodzi o rozwody. Problemy ujawnione w czasie lockdownów mogły zintensyfikować się w wyniku napięć finansowych, psychicznych i społecznych. To sprawia, że część obecnych rozwodów jest efektem problemów, które narastały przez kilka lat – dodaje mec. Kamil Jura.
Na inne skutki rosnącej liczby pozwów rozwodowych zwraca uwagę Ewelina Gee-Milan, dyrektor Kliniki Prawa Wydziału Prawa i Administracji Uczelni Łazarskiego w Warszawie. Ekspertka zauważa, że zwiększająca się liczba spraw, za którą nie idzie przyrost liczby etatów dla sędziów, przełoży się na czas oczekiwania na termin rozprawy.
– Mimo zwiększonego napływu spraw w sądach nie przybywa również pracowników administracyjnych czy asystentów sędziów, co finalnie również może przełożyć się na czas oczekiwania. W przypadku tych drugich, ze względu na wynagrodzenia, często brakuje chętnych do podjęcia pracy, bo w miarę możliwości podejmują się wykonywania innych prac na wolnym rynku – uzupełnia Ewelina Gee-Milan.
Więcej rozwodów w dużych miastach
Do tego z pozyskanych danych wynika, że w trzech kwartałach br. najwięcej pozwów rozwodowych wpłynęło do sądów okręgowych w dużych miastach, tj. 3,9 tys. – w Poznaniu, 3,4 tys. – Gdańsku, 3,3 tys. – w SO w Warszawie, 3,1 tys. – w Krakowie, a także 2,5 tys. – w SO Warszawa-Praga w Warszawie. Radca prawny Justyna Rokita-Kasprzyk tłumaczy zwiększone zainteresowanie rozwodami w dużych miastach tym, że w większym ośrodku małżonkom niezadowolonym ze związku łatwiej przychodzi podjęcie decyzji o definitywnym rozstaniu. Nie ryzykują oni stygmatyzacji, która nie jest rzadkością w mniejszych miejscowościach.
– Ponadto na decyzję o rozstaniu duży wpływ ma także sytuacja majątkowa małżonków – ze szczególnym uwzględnieniem możliwości zapewnienia dzieciom dobrego bytu. Uważam przy tym, że wzrost liczby pozwów rozwodowych nie jest znaczący, bo zdecydowana liczba małżeństw w kryzysie potrafi poważnie podejść do walki o swój związek. Ponadto coraz większa dostępność psychologów i terapii oraz ich różnorodność sprawia, że wiele związków finalnie się nie rozpada albo też decyzja o rozwodzie odsuwa się o kilka miesięcy lub nawet lat, bo i takie przypadki też się zdarzają – uważa mec. Rokita-Kasprzyk.
Mediacje przyspieszają procedurę
Ekspertka dodaje również, że to, ile czasu upływa między złożeniem pozwu rozwodowego a terminem pierwszej rozprawy, wynika w dużym stopniu z organizacji pracy w danym sądzie. W dużych miastach czas oczekiwania jest zazwyczaj dłuższy. Również postępowanie mediacyjne może wydłużyć czas, bo mediacje zazwyczaj trwają ok. 2 miesięcy.
– Jeżeli miałabym wyliczyć średnią z mojej praktyki, to zazwyczaj pierwsza rozprawa jest po ok. 3-5 miesiącach, choć zdarza się, że sąd wyznacza ją już miesiąc po wpłynięciu pozwu. Postawa małżonków ma znaczący wpływ na to, ile czasu zajmie postępowanie rozwodowe, bowiem jeżeli strony potrafią osiągnąć porozumienie, to postępowanie znacząco się skraca. Głównie w takich sytuacjach możliwe jest uzyskanie rozwodu na pierwszej rozprawie, nawet gdy strony mają małoletnie dzieci. Żądanie rozwodu z orzeczeniem o winie znacząco wydłuża z kolei postępowanie, bo sąd musi przeprowadzić dokładne postępowanie dowodowe, by ustalić, który z małżonków zawinił rozpadowi pożycia małżeńskiego – wyjaśnia Rokita-Kasprzyk.
Zwolennikiem mediacji jest też mec. Kamil Jura. Podkreśla on, że postawa rozwodzących się małżonków ma kluczowe znaczenie w kontekście szybkości i przebiegu całego procesu. Z kolei postawy antagonistyczne, niechęć do negocjacji czy skomplikowane kwestie do wyjaśnienia mogą prowadzić do przedłużania sprawy.
– Do rozwodu na jednej rozprawie może dojść, jeśli małżonkowie zgadzają się co do wszystkich istotnych kwestii związanych z rozwodem. Wówczas możemy nawet wraz z rozwodem uzyskać podział majątku, który w przypadku sporu należy przeprowadzić w innym postępowaniu. Dlatego z pełnym przekonaniem zawsze podkreślam, że przed pójściem do sądu warto koniecznie odwiedzić mediatora – zachęca ekspert z kancelarii rozwodowej Nowy-Etap.pl.
Rozwód to nie kaprys
Do tego mec. Justyna Rokita-Kasprzyk uważa, że nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy decyzja o złożeniu pozwu rozwodowego to częściej konsekwencja dłuższego kryzysu czy raczej efekt jakiegoś niedawnego, jednorazowego zdarzenia. Z jej doświadczenia wynika, że przyczyny rozkładają się mniej więcej po równo. Romans, który przekształcił się w poważniejszą relację, z reguły jest wynikiem tego, że małżeństwo przechodziło długotrwały kryzys, więc nie można tu mówić o spontanicznej decyzji o rozstaniu. Przewagę długotrwałych kryzysów prowadzących do rozwodu dostrzega mec. Jura.
– Problemy komunikacyjne, konflikty dotyczące wartości czy nadużycia mogą gromadzić się przez dłuższy czas, aż w końcu osiągają punkt krytyczny, w którym jedna lub obie strony czują, że nie ma sensu kontynuować związku. Jednakże zdarzają się także sytuacje, w których nagłe zdarzenie, takie jak zdrada, poważna kłótnia czy problemy zdrowotne mogą przyspieszyć decyzję o rozwodzie. W takich przypadkach dotychczasowe trudności mogą zostać przypieczętowane przez nową sytuację, co prowadzi do szybszego działania – uzupełnia mec. Kamil Jura.
Z jego doświadczenia wynika również, że na rozwód decydują się osoby w różnym wieku, ale małżeństwa z krótszym stażem (zwłaszcza zawarte w młodym wieku) są bardziej narażone na rozpad. Wiek małżonków odgrywa kluczową rolę. Młodsze pary często nie mają jeszcze wykształconych umiejętności radzenia sobie z konfliktami, co może prowadzić do szybszego podejmowania decyzji o rozwodzie. Poza tym takie osoby nie czują już wysokiej presji społecznej na bycie razem mimo trudności.
– Osoby młodsze są w stanie znacznie szybciej ocenić, czy wolą się rozwieść i stworzyć nowy związek, czy naprawić obecne małżeństwo, które przecież może zakończyć się niepowodzeniem. Mogą zawrzeć kolejny już udany związek, nie niszcząc sobie życia w trwaniu w toksycznej relacji. Minusem jest to, że może dojść do utraty umiejętności wchodzenia w relacje na lata. Z kolei starsze pary, które spędziły wiele lat razem, mogą decydować się na rozwód z różnych powodów, często związanych z narastającymi różnicami, problemami zdrowotnymi czy wypaleniem emocjonalnym – podsumowuje ekspert z kancelarii Nowy-Etap.pl.