Bohdan Sobczyk - inżynier, w latach siedemdziesiątych dyrektor elektrowni w Ostrołęce - wraz z żoną Ireną, okulistką, opowiedzieli swoją historię życia w Archiwum Historii Mówionej IPN, czego efekty możemy zobaczyć w serwisie "Opowiedziane". Nie brakuje tam także ostrołęckich wątków.
Bohdan i Irena Sobczykowie przez wiele lat mieszkali w Ostrołęce. Trafili tu z Gliwic. Pana Bohdana można kojarzyć z pracy w fabryce celulozy papieru i dyrektorowania w ostrołęckiej elektrowni. Z kolei pani Irena pracowała jako lekarz okulista.
- Przenieśliśmy się do Ostrołęki, ponieważ tam robiłem pomiary w elektrowni, tam poszło, wybudowano dużą fabrykę celulozy papieru, to znalazłem tam pracę i przenieśliśmy się do Ostrołęki. To też tak na wariackich papierach, tak nie wiadomo, bo mieliśmy wszystko, mieliśmy pracę, mieliśmy mieszkanie w Gliwicach, żyliśmy w dużym ośrodku, mieliśmy tam wszystkich przyjaciół i przenieśliśmy się nagle w taki zacofany, kompletnie zacofany zakątek do Ostrołęki. To miasteczko miało wtedy chyba 15 tysięcy ludności, jeszcze pożydowskie miasteczko, jeszcze takie zaniedbane, strasznie zaniedbane i zacofane też - powiedział Bohdan Sobczyk, wspominając dalej...
Tam żeśmy się przenieśli w 1957, 1959 roku, żeśmy się przenieśli, tam zacząłem pracować w fabryce celulozy papieru, tam doszedłem do stanowiska głównego energetyka, tam pracowałem do 1968 roku, później zostałem dyrektorem elektrowni w Ostrołęce, elektrociepłowni, a później dyrektorem zespołu elektrowni w Ostrołęce, później... I też ciekawa historia, może to w tej chwili uważa się to koniunkturalnie, ale zderzenie, różnica między ta głęboką prowincją a ośrodkami, tymi bardziej cywilizowanymi, że tak powiem, była olbrzymia, to była przepaść, więc jeżeli chodzi o okres, właśnie jeszcze ten okres stalinowski, i ten bezpośrednio po okresie stalinowskim, to tam wszyscy wszystkich znali i tam były bardzo trudne warunki dla ludzi, którzy byli, że tak powiem, poza systemem. I myśmy się tak z kilku inżynierów, po 1956 roku jak była odwilż, tośmy się tak spotkali i myśleliśmy co robić dalej, dlatego że tak, mamy tutaj takiego a takiego, który nie ma żadnej wiedzy na żaden temat, ale on szefuje wszystkim, on decyduje i tak dalej, to trzeba jakoś zmienić. I żeśmy się wtedy zapisali do partii, mimo że ja byłem, że tak powiem, mnie odrzucało z uwagi na te wszystkie swoje przeżycia. I tam zostałem dyrektorem w elektrowni, no i potem w zapisach tych partyjnych zawsze miano do mnie jakiś taki uraz i tam widać było, że ja nie jestem osobą zaufaną. I wreszcie, bo było wiele takich rzeczy, których powiedzmy ja tam nie popierałem, nie zgadzałem się, żadnych funkcji partyjnych nie chciałem mieć, niczego nie chciałem mieć. I wreszcie mnie odwołano z tego stanowiska. I najciekawsza rzecz to jest taka, bo to też ciekawe, bo to okres 1976. Jaką ja miałem tam opinię, to mogłem się dowiedzieć z takiego zdarzenia. Wysłał mnie sekretarz Komitetu Wojewódzkiego, bo Ostrołęka została w województwie i przyszedł tam z Warszawy, sekretarz Komitetu Wojewódzkiego, Smyczyński. I jak mnie odwoływali z tej elektrowni, to mnie ten Smyczyński wezwał do siebie i mówił tak: „Chłopie, czego Ty się przejmujesz? Odwołują cię stamtąd? Przecież tam byś się do końca, zapracował do końca życia, by cię zamęczyli, przecież to jest robota nieskończona, to nie ma najmniejszego sensu
Żona Bohdana Sobczyka, lekarz okulista Irena Mazgay-Sobczyk także trafiła z mężem do Ostrołęki. Wszystko zaczęło się od tego, że chorowały ich dzieci i zalecono państwu Sobczykom przeprowadzenie się z Gliwic w bardziej przyjazne środowiskowo miejsce.
- I mąż wtedy, który jeździł po Polsce na otwarcia wszystkich stacji energetycznych, trafił do Ostrołęki, a tam mu zaoferowali dom z ogródkiem, pracę, a w wydziale zdrowia, jak się... Bo ja w międzyczasie zrobiłam specjalizację z okulistyki, jak się dowiedzieli, że jestem okulistą, a do Ostrołęki okulistka przyjeżdżała raz w miesiącu na cztery godziny, z Warszawy. To tak się ucieszyli, że od razu pracę, jaką tylko bym chciała. I Danek przyjechał, i mówi do mnie: „Słuchaj, możemy dostać dom z ogródkiem jednorodzinny, trzypokojowy, plus pracę dla ciebie, dla mnie”. A ja mówię: „A dlaczego nie?”. Nasi znajomi na nas popatrzyli: „Wy się stuknijcie w głowę. Czy wyście zwariowali? Kto to ucieka z Gliwic?”. A my mówimy: „Nie, dlaczego?”. I pierwszy nasz taki skok to była właśnie Ostrołęka - wspominał.
Bardzo zacofana, Kurpie były strasznie zacofane. Ja po Gliwicach, które były, powiedziałabym na wysokim poziomie higieny i dbania o zdrowie, to Kurpie były nie wiem, sto lat za murzynami. Naprawdę. Przecież to było coś okropnego.
"Ale zaczęliśmy pracować, a ponieważ lubiliśmy swoją pracę, to myślę, że żeśmy się dobrze przysłużyli" - stwierdziła okulistka.
- Ja przeprowadzałam na przykład w Ostrołęce przesiewowe badania przedszkoli i pierwszych klas szkół podstawowych. To nie było w moich obowiązkach. Ja sobie wymyśliłam robotę. Poza tym z takiej, może się pochwalę, ale to taka ciekawostka, ponieważ jak do mnie przychodził pacjent, to ja na pacjenta patrzyłam na całość i przeważnie przy badaniu zauważałam wady zgryzu. I wysyłałam dzieci od razu do poradni ortodontycznej w Warszawie - wspominała Mazgay-Sobczyk.
I któregoś dnia przyjeżdża mój kierownik wydziału zdrowia, mówi: „Irka, byłem na spotkaniu kierowników i zapytał mnie się kierownik warszawski, czy w Ostrołęce nie ma dentystów?” Pytam się: „Jak to, mamy”. Bo wszystkie skierowania na ortodoncję podpisuje okulista, przesyła okulista”. Ale po prostu jak się patrzy na pacjenta, to się widzi, nie? I tak żeśmy sobie żyli. Potem doszliśmy do wniosku, że nie dorobiliśmy się w gruncie rzeczy niczego, bośmy tylko byli na gołych pensjach, więc ja postanowiłam, była okazja, można się było starać o pracę przez Polservice za granicą. Złożyłam papiery w ministerstwie zdrowia, dostałam zgodę i złożyłam ofertę...
Paradoksalnie - do słów o Kurpiach "sto lat za murzynami" - dr Sobczyk trafiła do szpitala... w Nigerii. Wspomnienia Bohdana i Ireny Sobczyków można znaleźć w serwisie opowiedziane.ipn.gov.pl.