To była zbrodnia, która na lata zapadła w pamięci mieszkańców naszego regionu. W grudniu 1974 roku w Pełtach, dziś gm. Myszyniec, wymordowano sześcioosobową rodzinę D. Za zbrodnią stali Eugeniusz i Konstanty K. Drugi z wymienionych został skazany na śmierć i powieszono go po uprawomocnieniu wyroku, pierwszy - jak się okazuje, dożył 2011 roku.
O zbrodni w Pełtach, która wydarzyła się w 1974 roku, przypomnieliśmy po latach, w maju 2021 roku. Jedna z najmroczniejszych spraw kryminalnych w naszym regionie zakończyła się wydaniem kary śmierci przez ostrołęcki sąd. To jedyny przypadek skazania na śmierć po II wojnie światowej, jaki miał miejsce w naszym mieście.
Jako, że ostatnio sprawa została przypomniana przez portal Gazeta.pl czy youtube kanały "Zbrodnie prowincjonalne" czy "Opowiem Ci historię", warto wrócić do wydarzeń sprzed 48 lat.
Zbrodnia w Pełtach. 17/18 grudnia 1974 r.
Noc z 17 na 18 grudnia 1974 roku była mroźna w naszym regionie. Sześcioosobowa rodzina z Pełt, kładąc się spać, nie spodziewała się tego, że czeka ich koszmar. Najmłodsza - Joanna - ma zaledwie osiem miesięcy. W domu jest jeszcze jedno dziecko i czworo dorosłych.
Przed domem pojawia się Eugeniusz K. wraz ze swoim wujem Konstantym K. Przyjeżdżają tu w jednym celu. - Działali w porozumieniu, według którego celem ich wspólnego działania było wymordowanie całej sześcioosobowej rodziny D. i następnie spalenie ich domu w celu zatarcia śladów - orzekł kilka lat później Sąd Najwyższy.
Eugeniusz K. ma ze sobą broń myśliwską, a Konstanty - toporek i latarkę. Zbrodnię zaplanowali w najmniejszym detalu. W sprawie przewija się też jeszcze jedna osoba: Franciszka K. (matka Eugeniusza i siostra Konstantego). Sąd ustali później, że to ona miała nakłaniać do zabicia całej rodziny. W zbrodni nie wzięła udziału, ale jej namowy miały zdecydować o losie państwa D.
Dwaj sprawcy zastanawiali się, kto powinien oddawać strzały. Większe doświadczenie ma Konstanty, był bowiem w wojsku i wie, jak obchodzić się z bronią. Staje jednak na tym, że za broń łapie jego siostrzeniec Eugeniusz. - Uzgodniony plan przewidywał szczegółowo, jakie czynności będzie wykonywał każdy z wyżej wymienionych - wskazuje sąd. Konstanty wybija szybę toporkiem, odchyla firankę. Napastnicy wchodzą do domu.
Konstanty ma ze sobą latarkę elektryczną, którą oświetla wnętrze domu spowite ciemnością nocy. Eugeniusz rozpoczyna egzekucję. Oddaje strzały, zabijając Józefa D., Apolonię D., Ryszarda D., Eugenię K. i Mariannę D. Ośmiomiesięczna Joanna K. zostaje uderzona lufami dubeltówki w głowę. Na koniec Eugeniusz podpala strop domu, chcąc zatrzeć ślady. W pożarze ginie również Joanna. Bilans tej zbrodni to sześć ofiar.
To nie był zwykły pożar
O tym, że nie był to zwykły pożar, śledczy przekonują się już niedługo po tym, jak docierają na miejsce zdarzenia. Wkrótce w ogólnopolskich gazetach pojawia się szokująca informacja:
Oględzimy miejsca wypadku wzbudziły już na samym wstępie śledztwa istotne podejrzenia co do okoliczności wybuchu pożaru. Potwierdziły je zabezpieczone na miejscu pożaru ślady, wstępne ekspertyzy i inne dowody. W wyniku analizy matriałów prokuratura wojewódzka zastosowała areszt tymczasowy wobec osób podejrzanych o popełnienie zbiorowego morderstwa. Ustalono m.in., że pożar powodowany został w celu zatarcia śladów - dokonanej przy użyciu broni palnej - zbiorowej zbrodni, u kórej podłoża leżały nieporozumienia rodzinne. M.in. areszt zastosowano wobec Eugeniusza K. - zięcia D., u którego odnaleziono też nielegalnie posiadaną broń, z której - według ekspertyz - strzelano do ofiar. Śledztwo w sprawie, która wstrząsnęła miejscową opinią publiczną - nadal trwa
Nieporozumienia rodzinne, o których pisały gazety, dotyczyły małej Joanny, najmłodszej ofiary zbrodni. Była ona córką Eugenii, żony Eugeniusza K. - jednego ze sprawców morderstwa. Eugeniusz podejrzewał, że Joanna nie jest jego córką (jak się okazało już po zabójstwie - miał rację). Ostatecznie para rozstała się, Eugenia wróciła do domu rodzinnego i domagała się od męża alimentów. To miało pchnąć Eugeniusza i jego wuja Konstantego do zbrodni.
Śmierć za śmierć sześciu osób
Eugeniusz K., główny sprawca zbrodni pierwotnie został uznany za niepoczytalnego. Matka Eugeniusza - Franciszka K. - odpowiadała za nakłanianie syna i brata do pozbawienia życia rodziny D. Wyrok: 12 lat pozbawienia wolności i pozbawienie praw publicznych na okres 10 lat.
Karę najsurowszą z możliwych usłyszał Konstanty:
Konstantego K. na podstawie art. 148 § 1 k.k. i art. 40 § 1 pkt 1 k.k. skazuje na karę śmierci i pozbawienia praw publicznych na zawsze za to, że w nocy z dnia 17 na dzień 18 grudnia 1974 r. we wsi (tu pada nazwa), działając wspólnie i w porozumieniu z Eugeniuszem K., pozbawił życia Józefa D., Apolonię D., Ryszarda D., Eugenię K., Mariannę D. oraz ośmiomiesięczne dziecko Joannę K. w ten sposób, iż po wyłamaniu okna w domu rodziny D. wtargnął wraz z Eugeniuszem K. przez nie do wnętrza mieszkania, gdzie oświetlał latarką elektryczną napadnięte osoby, a Eugeniusz K. strzelał do nich z broni myśliwskiej, natomiast dziecko - Joannę K. uderzył lufami dubeltówki w głowę, w wyniku czego osoby dorosłe poniosły śmierć na skutek postrzału, a następnie wskutek podpalenia przez Eugeniusza K. stropu domu, który uległ całkowitemu spaleniu, w czasie pożaru śmierć poniosła również Joanna K.;
W listopadzie 1978 r. wyrok wykonano, a Konstanty K. został powieszony. Nieznane jest jego miejsce spoczynku.
Główny sprawca dożył starości w Elblągu
Portal Gazeta.pl dotarł do nowych informacji w tej sprawie. Okazuje się, że Franciszka K. wyszła z więzienia w 1983 r., a jej dalszy los jest nieznany. Z kolei Eugeniusz K., który z zimną krwią mordował w Pełtach w 1974 r., ostatecznie miał trafić za kraty na 15 lat. Kiedy wyszedł na wolność, mieszkał w ośrodku dla bezdomnych w Elblągu, a później - w tamtejszym Domu Pomocy Społecznej.
Zmarł 4 kwietnia 2011 roku, przeżywszy niespełna 73 lata, pochowano go na elbląskim cmentarzu. Tak wygląda jego grób:
Mimo upływu lat, w sprawie wciąż można postawić zasadnicze pytanie: czy Eugeniusz K. rzeczywiście był niepoczytalny czy może tylko udawał niepoczytalnego, by uniknąć kary śmierci? Odpowiedzi już nie uzyskamy...