Od początku roku obowiązują nas nowe przepisy dotyczące segregacji odpadów. Tym razem na celownik wzięto tekstylia – odzież, obuwie, firany, zasłony, koce i pościel. Idea, jak każda zmiana ekologiczna, wydaje się słuszna: mniej śmieci na wysypiskach, więcej surowców wtórnych, bardziej świadome społeczeństwo. Problem w tym, że w praktyce system, który miał służyć ochronie środowiska, rodzi więcej pytań niż odpowiedzi, a jego wdrożenie pozostawia wiele do życzenia.
Nowy obowiązek – nowe wyzwania
Tekstylia jako osobna frakcja odpadów muszą być segregowane. W Ostrołęce można je dostarczać do Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych (PSZOK), gdzie zostaną przetworzone, choćby na materiał opałowy. Alternatywą jest oddanie używanej, ale wciąż nadającej się do użytku odzieży do specjalnych pojemników znajdujących się na terenie miasta. Organizacje charytatywne, które je obsługują, rozdają te ubrania osobom potrzebującym. Brzmi rozsądnie, prawda?
Ale co zrobić z tymi, którzy mają więcej problemów niż możliwości? Seniorzy, osoby z niepełnosprawnościami, a także ci, którzy po prostu nie mają auta, napotykają trudności już na starcie. PSZOK w Ostrołęce znajduje się na obrzeżach miasta, w przemysłowej dzielnicy, daleko od przystanków autobusowych. Zaniesienie tam worka z tekstyliami to dla wielu wyczyn niemal heraklesowy. Niestety, urzędnicy są głusi na takie uwagi – segregować trzeba, a za niedopełnienie obowiązku grożą kary.
Kij bez marchewki?
Wspomniane kary również budzą kontrowersje. Nawet trzykrotność podstawowej stawki za wywóz śmieci to dotkliwa sankcja, zwłaszcza dla osób starszych czy tych, które już teraz liczą każdy grosz. Kara za brak segregacji tekstyliów wydaje się logiczna – przecież system musi działać na wszystkich, a nie tylko na tych, którym wygodniej. Ale czy to sprawiedliwe, że samorządy wymuszają realizację przepisów, nie zapewniając wszystkim mieszkańcom odpowiednich narzędzi? Skoro organizowane są objazdowe zbiórki elektrośmieci, to dlaczego tego samego nie można zrobić z tekstyliami?
Odpowiedzialność, ale dla kogo?
Pojawia się również pytanie o skuteczność systemu. Już teraz w wiatach śmietnikowych piętrzą się pojemniki na papier, szkło, metale, odpady biodegradowalne i zmieszane. Właściciele domów jednorodzinnych muszą dodatkowo segregować popiół. Czy to wystarczy, by większość z nas poczuła się odpowiedzialna za środowisko? A może właśnie nadmiar reguł i obowiązków wywołuje u mieszkańców bunt? Trudno powiedzieć. Pewne jest jedno: przepisy tworzone zza biurka, bez uwzględnienia lokalnych realiów, nie zachęcają do współpracy.
Przykładem jest sytuacja osób, które zamiast dostarczać tekstylia na PSZOK, postanawiają sprzedać je za drobne sumy. Na pomoc przychodzą tu lokalne bazary, portale ogłoszeniowe i serwisy internetowe. Ale uwaga – urzędnicy skarbowi czuwają! Nieopodatkowany zarobek z „garażowej wyprzedaży” może narazić nas na problemy z fiskusem. I tu dochodzimy do paradoksu: zamiast wspierać recykling i wtórne wykorzystanie rzeczy, system skutecznie zniechęca do takich działań.
Czas na zmiany
Trudno nie zauważyć, że wprowadzenie obowiązkowej segregacji tekstyliów, choć potrzebne, wymaga poprawek. Warto byłoby rozważyć wprowadzenie objazdowych punktów zbiórki – podobnych do tych, które odbierają elektrośmieci. Taki system ułatwiłby życie mieszkańcom, szczególnie tym mniej mobilnym, i zmniejszyłby ryzyko kar za niespełnienie obowiązku.
Bo ostatecznie, czy chcemy, by w naszych domach piętrzyły się worki z niepotrzebnymi ubraniami? Czy może lepiej zadbać o to, by każdy mógł łatwo i sprawnie pozbyć się tekstyliów, nie tracąc czasu, nerwów i pieniędzy? Nowe przepisy to krok w dobrą stronę, ale bez odpowiedniej infrastruktury mogą stać się ciężarem, zamiast ułatwieniem.
Segregacja odpadów to odpowiedzialność nas wszystkich. Ale żeby system działał, musi być dostosowany do realnych potrzeb ludzi. W przeciwnym razie, zamiast dbać o środowisko, będziemy tylko uczyć się radzić sobie z kolejnymi przepisami. I czy tego właśnie chcemy?