Przed 115 laty w Ostrołęce doszło do spektakularnego napadu na... więzienie. Żyły nim nawet ogólnopolskie gazety, publikując relację z sensacyjnych wydarzeń. W trakcie napadu, którego dokonać miało kilkunastu napastników mówiących w dwóch językach, uwolniono jednego z więźniów.
- Przed dziesięciu dniami z więzienia w Ostrołęce uprowadzono więźnia Miczurina, oskarżonego o rozpowszechnianie wśród wojska proklamacji - informowała gazeta "Czas" z 2 sierpnia 1906 roku. - Sposób, w jaki przeprowadzono śmiałe przedsięwzięcie i okoliczności, w jakich został plan wykonany, dają obraz niemniej sensacyjny, niż słynne uprowadzenie kilkunastu socjalistów z więzienia na Pawiaku.
Jak przeprowadzono akcję? Gazeta "Czas" pisała 115 lat temu:
Przy pomocy drabinki sznurkowej kilku ludzi o godz. 1 w nocy przedostało się przez ogrodzenie okalające więzienie ostrołęckie i trzej przez wejście tylne, od podwórza, dostali się do mieszkania intendenta Bartnowskiego, zbudzili go i pod grozą śmierci zażądali wydania im przestępcy politycznego Miczurina. Jeden z napastników stanął przy łóżku żony Bartnowskiego, nakazał jej milczenie, objaśniawszy cel niespodziewanej wizyty. Sterroryzowany intendent, widząc położenie bez wyjścia, zgodził się spełnić żądanie nieznajomych i wraz z nimi poszedł do więzienia. Po drodze zabrano ze sobą odźwiernego z budki strzeżonej przez trzech ludzi. Na parterze gmachu więziennego zbudzono śpiącego dozorcę, po czem intendent w towarzystwie wszystkich wymienionych udał się do celi Miczurina, którą otworzył. Napastnicy po wydaniu pokwitowania o odbiorze więźnia, do celu, w której siedział Miczurin, zamknęli intendenta, dozorcę i odźwiernego, na koniec nie kazali im wszsczynać alarmu, zdjęli z posterunkoów swe warty i wraz z oswobodzonym Miczurinem przeszli przez mieszkanie intendenta i wyszli głównym wyjściem na ulicę.
"Czas" opisywał dalej, że żona Bartnowskiego wszczęła alarm, po czym jej męża i jego kolegów wypuszczono z celi. Intendent wystrzelił na alarm z rewolweru i posłał dwóch dozorców do miasta z wiadomością o tym zdarzeniu. Miczurina nie dało się jednak schwytać. - Według zeznań świadków, napastników było 8 wewnątrz murów więziennych i co najmniej drugie tyle na zewnątrz. Rozmawiali po polsku i po rosyjsku, wyglądali na obywateli miejskich - pisano w gazecie. Żona intendetna Bartnowskiego stwierdziła, że gdy jej mąż poszedł wypuszczać Miczurina, jeden ze sprawców rozmawiał z nią uprzejmie, ciesząc się, że trzeba było używać dynamitu, by dostać się do budynku.