Podczas drugiej rozprawy w procesie Alberta G., oskarżonego o usiłowanie zabójstwa trzech osób w szkole w Kadzidle, młody mężczyzna wygłosił oświadczenie. Swoje słowa skierował do pokrzywdzonych.
29 listopada 2023 r. w szkole w Kadzidle doszło do tragicznych wydarzeń. Uczeń Zespołu Szkół Powiatowych wyszedł z lekcji, po czym wrócił do sali i rzucił się na rówieśników z nożem. Ciężko ranił trzy osoby, po czym wybiegł ze szkoły i usiłował popełnić samobójstwo. Policja zatrzymała go, postawiono mu zarzuty i do dziś przebywa w tymczasowym areszcie. Przed sądem w Ostrołęce toczy się jego proces, którego kolejna odsłona miała miejsce 24 marca.

"Ten przypadek ma wiele ofiar". Psycholog analizuje sprawę ataku nożownika w szkole w Kadzidle
Atak nastoletniego nożownika w szkole w Kadzidle w listopadzie 2023 r. był najbrutalniejszym aktem szkolnej przemocy w naszym regionie i wstrząsnął całą Polską. Przed kolejną odsłoną procesu Alberta…
Albert G. przemówił do pokrzywdzonych
W poniedziałek przesłuchiwana była trójka pokrzywdzonych, którzy odnieśli obrażenia w trakcie ataku młodego mężczyzny, jak również rodzice oskarżonego. Tu warto podkreślić - pokrzywdzeni to nie są osoby, które, zdaniem Alberta G., miały go wcześniej nękać. Są przypadkowymi ofiarami tego zdarzenia.
W trakcie rozprawy oskarżony, korzystając z obecności pokrzywdzonych, poprosił o możliwość wygłoszenia oświadczenia. Sąd mu na to pozwolił. - Chciałem was bardzo przeprosić za to, co wam zrobiłem. Nie miałem tego na celu, to był okropny wypadek, bardzo was za to przepraszam - powiedział Albert G.

Ruszył proces nożownika ze szkoły w Kadzidle. Szokujące zeznania Alberta G. [WIDEO, ZDJĘCIA]
Rozpoczął się proces Alberta G. - nożownika, oskarżonego o usiłowanie zabójstwa trzech osób w Zespole Szkół Powiatowych w Kadzidle. Mężczyzna złożył zeznania, zdradzając, dlaczego zdecydował się na…
Później zeznawali pokrzywdzeni. Wszyscy mówili, że do dziś odczuwają skutki tego tragicznego zdarzenia, są pod opieką specjalistów, uczestniczą w rehabilitacji. Padały także słowa o tym, że widoczne blizny, które z nimi zostały po tym zdarzeniu, powodują wstyd. Cała trójka zeznała zgodnie: nie wiedzą, dlaczego Albert G. ich zaatakował.
- Mieliśmy zajęcia łączone i w trakcie zajęć zostaliśmy zaatakowani - mówił jeden z pokrzywdzonych. Opisywał, kto gdzie siedział w sali w trakcie feralnego zdarzenia. - Albert poprosił, czy może wyjść do łazienki i wyszedł. Po kilku minutach dostałem czymś z tyłu w szyję, później drugie uderzenie dostałem nożem. Widziałem, że krew mi leci.
"Te ciosy były zadane od tyłu, nie wiedziałem tego momentu. Gdy odwróciłem głowę, zobaczyłem, że to Albert. Miał maskę i nóż. Gdy odwróciłem głowę, musiał zaatakować następną osobę, ale tego nie widziałem" - zeznał. Wskazał, że było zamieszanie i wszyscy uciekali, nawet prowadząca zajęcia psycholog. Młody mężczyzna stwierdził, że po tym, jak został zaatakowany, klęknął na środku sali, licząc, że ktoś udzieli mu pomocy. Gdy się nie tego nie doczekał, wstał i zaczął kierować się w stronę gabinetu dyrektora. - Jak byłem w połowie, to pani dyrektor otworzyła drzwi, powiedziała "O Boże!" i się cofnęła.
Świadek oznajmił, że pomocy udzielała mu "pani od WF-u". - Doznałem obrażeń szyi, lekarz mówił, że było pół centymetra od tętnicy.
"Skarżył się, że mu dokuczają"
- Trudno mi o tym mówić, proszę o odczytanie zeznań - powiedziała druga z poszkodowanych osób. W jej przypadku, jak i w przypadku kolejnej osoby, sąd przychylił się do prośby i odczytał zeznania. Później przyszedł czas na przesłuchanie rodziców oskarżonego. Oboje chcieli zeznawać. Mówili, że z synem nie mieli problemów wychowawczych i że nic nie wskazywało na to, że może dopuścić się takiego czynu.
- Skarżył się, że mu dokuczają - usłyszeliśmy i padły cztery nazwiska, które Albert G. wymieniał sam na pierwszej rozprawie. Już w podstawówce Albert miał chcieć przepisać się do innej klasy z powodu znęcania się nad nim. Rodzice stwierdzili, że byli w szkole, ale usłyszeli, że nie ma takiej możliwości, bo klasa jest mała. Jak dodali, wkrótce potem z tej samej klasy miał zostać przepisany inny uczeń i wówczas przeszkód nie było. Później Albert chodził do szkoły w Ostrołęce, ale przepisał się z powrotem do Kadzidła, bo chciał być na miejscu, odszedł wtedy problem z dojazdami (tracił na nie dużo czasu) i myślał, że młodzież jest już starsza, więc problemy, jakie miał w podstawówce, znikną. Poszedł na profil żywieniowy, bo chciał zostać dietetykiem, prowadził zdrowy tryb życia. Nie miał dużego towarzystwa, raczej dbał o siebie.
Prywatnie interesował się II wojną światową, miał sporo książek na ten temat. Zdarzało się, że jeździł z rodzicami na rekonstrukcje bitew czy do skansenów. "Ale podejrzanych rzeczy? Absolutnie!" - usłyszeliśmy. Zapytano ich, czy syn kolekcjonował broń. "Miał broń na plastikowe kulki, miał jakieś noże w domu, jak to chłopak".
Padło pytanie, czy Albert zgłaszał te przypadki dokuczania mu przez innych uczniów. - Zgłaszał i dostawał uwagi. Nie tylko oni, ale i on. Zawsze i on musiał mieć uwagi. Co się zgłosiło, to wszyscy dostali uwagę, a przecież to on zgłaszał, że mu dokuczają.
Nie mieliśmy świadomości, że to się kumuluje. To się kumulowało w głowie i stało się to, co się stało. Syn nigdy nie był agresywny. Zawsze opiekuńczy, pomocny
Świadkowie zeznali, że z ich wiedzy wynika, że niektóre osoby, które miały dokuczać Albertowi, miały kłopoty z prawem za przestępstwo z użyciem przemocy. - Przyznał mi się, że go dojadą pałami czy bejsbolami...
Kolejna rozprawa w procesie młodego mężczyzny już w kwietniu br. Zeznawać będą na niej kolejni wezwani świadkowie.