Jerzy Grabowski to wieloletni działacz osiedlowy na osiedlu Stacja w Ostrołęce, później wieloletni miejski radny (w tym przewodniczący rady w latach 2014-2018), a w najbliższych wyborach samorządowych ostrołęcki kandydat Prawa i Sprawiedliwości do sejmiku województwa mazowieckiego. Tego sejmiku, w którym zasiadał już jego syn Marcin, obecnie poseł na Sejm RP. O rodzinie, kolejowej pasji i samorządowych wyzwaniach rozmawiamy z kandydatem, którego na liście PiS znajdziemy 7 kwietnia pod - nieprzypadkowym - numerem osiem.
Muzeum. Wyjątkowe miejsce na mapie Ostrołęki
eOstroleka.pl: Jesteśmy w muzeum Jerzego Grabowskiego, gdzie można podziwiać sporo eksponatów kolejowych. Skąd pomysł na to, żeby zebrać je w jednym miejscu?
Jerzy Grabowski: Cieszę się, że jesteśmy w tym miejscu, bo to bardzo ważne miejsce dla mnie, ale też dla mieszkańców osiedla Stacja i ogólnie Ostrołęki. To „Muzeum Kasa Biletowa z pamiątkami kolejowymi Jerzego Grabowskiego”, a pomysł się zrodził już bardzo dawno. Zawsze interesowała mnie historia, dziedzictwo narodowe, coś co zostaje po nas. Zaczynałem zbierać różne rzeczy, to były na początku jakieś żelazka, czapki garnizonowe. A, że byłem przez 37 lat Polskich Kolei Państwowych, na końcu spółki Cargo, to rzeczą naturalną jest, że interesowała mnie kolej i pamiątki z nią związane.
Moi najbliżsi to wielopokoleniowa rodzina kolejarska. Dziadek Czesław pracował na kolei, ojciec Stanisław również naprawiał parowozy w naszej parowozowni i ja pracowałem na kolei, począwszy od rzemieślnika, czyli napraw lokomotyw, później pomocnika maszynisty, maszynistę krótko, później dyspozytora, naczelnika sekcji…
Kolej przechodziła koleje losu w ostatnich czasach, a zwłaszcza restrukturyzację w latach 90., gdzie to było bardzo tragiczne dla pracowników i dla takich miejsc, jak węzeł ostrołęcki, który stracił bardzo na swoim znaczeniu i zszedł na białą plamę w Polsce. Z tego względu pojawiła się chęć, żeby te rzeczy, które okazywały się niepotrzebne, szły na przemiał, zostawały w piwnicy. Pojawił się moment, że tych eksponatów było naprawdę dużo… Zawsze mówię o tych czapkach garnizonowych, których jest w tym momencie około 120. One były w domu i żona musiała zawsze z nich kurz zbierać… W końcu powiedziała, że się temu sprzeciwia i nie będzie tego robiła. I musiałem coś zdecydować!
Był wtedy dobry czas, bo dworzec kolejowy przeszedł na własność samorządu miasta i wtedy wytworzyła się możliwość zagospodarowania tych pamiątek. Było takie fajne pomieszczenie na dole, po kasie biletowej. Przyszedł mi pomysł, żeby te pamiątki były w tym miejscu i żeby tak to nazwać. Stąd się wzięła „Kasa Biletowa”, inaczej bym tego tak nie nazwał. Dzięki przychylności poprzedniego prezydenta Janusza Kotowskiego podpisana została umowa użyczenia i tam te eksponaty zacząłem wystawiać. W 2017 roku na festynie na stacji ta namiastka muzeum została otwarta. Później przyszedł czas remontu, powstawało Multicentrum, które zajęło większość pomieszczeń naszego dworca…
Właśnie, chyba trochę szkoda było tego dworca?
Dla mnie, jako dla pasjonata kolei, było to przykre. Multicentrum być może jest potrzebne, ale dziś, gdzie dzieci mają dostępność do komputerów, różnych nośników elektronicznych, to bardziej przydałoby się na orliki ich wyciągnąć. Ale tak się stało, remont rozpoczęto i musiałem tą swoją Kasę przenieść. Ale nie było gdzie…
Wtedy z pomocą przyszli radni i prezydent Łukasz Kulik.
Tak, na początku obecnej kadencji na jednej z sesji rady miasta bardzo ładnie wystąpiła komisja kultury z radnym Jackiem Łubą jako przewodniczącym. Pamiętam, że również pan Gołaś i pan Żukowski wystąpili z takim apelem, że to musi być gdzieś miejsce na kolejowe pamiątki. Ja nawet nie miałem tego gdzie przewieźć, a remont „tuż, tuż”. I wtedy wystąpiłem z pismem, komisja kultury też, do pana prezydenta Kulika i pan prezydent do tego się dobrze ustosunkował, że ta perełka musi u nas zostać. Jestem za to mu bardzo wdzięczny. Obecne pomieszczenia są przez miasto użyczone, a ja zapewniam, że wszystkie grupy szkolne, instytucje z miasta przyjmuję bezpłatnie, bez biletu, bez żadnych opłat - z kustoszem i przewodnikiem w mojej osobie. Jeżeli jest to większa liczba zwiedzających, to pomaga mi w tym moja małżonka, bo część zwiedzających odwiedza Skwer Kolejarza, pierwszy peron czy wiadukt.
Była u mnie grupa z powiatu ostrowskiego. Na 15 dzieci dwójka była na wiadukcie, a czwórka jechała pociągiem w ogóle! Jeżeli oni z tego wiaduktu zobaczyli, jak wygląda ta stacja, to na pewno też idzie to dalej w świat. Dzięki tym działaniom może to funkcjonować, w 2022 roku została uruchomiona wystawa stała. „Kasa Biletowa” jest zarejestrowana w rejestrze muzeów decyzją pana ministra Glińskiego. Ja mam ciągły kontakt z ministerstwem, bardzo pozytywnie podchodzą do jednostek prywatnych, małych, w nietypowych sferach, takich jak kolej.
Zwiedzających, jak rozumiem, nie brakuje?
Ludzie przyjeżdżają do mnie z całej Polski, miłośnicy kolei i chwalą sobie, bo tu w najbliższej okolicy takiego muzeum nie ma. Najbliższe jest w Warszawie. Co do zwiedzania, po otwarciu stałej wystawy byłem ograniczony czasowo, bo jeszcze pracowałem, ale kiedy odszedłem na emeryturę, jestem do dyspozycji na telefon, jak również w sobotę i niedzielę. Przyjmuję bez opłat, bez biletów. Możemy się umawiać, zawsze chętnie się spotkam.
Który eksponat jest dla Pana najcenniejszy? Widzę tu na pewno takie, które było ciężko przewieźć, na przykład wagę…
Jeżeli chodzi o wagę, to była cała logistyka, żeby ją przewieźć. Trzeba było ją rozebrać na parę części, a trzeba przyznać, że niewielu jest fachowców, którzy potrafią ją później złożyć. Waga jest sprawna i można ważyć. Jest to waga towarowa, natomiast drogocenna rzecz to gazeta z 1938 roku i to gazeta związku zawodowego maszynistów, przedwojenna. W tej gazecie są nazwiska trzech ostrołęckich maszynistów, od nas ze Stacji, z Kaczyn, m.in. pana Wyszkowskiego, którzy wpłacali pieniążki na narodowy fundusz obrony.
Z takich eksponatów, których można dotknąć, zobaczyć, to widzimy kasę biletową PKP. To oryginalna kasa na bileciki kartonowe. Pani kasjerka siedziała, kasowała i z tym szliśmy do pociągu. Z takich elementów bardzo mi bliskich, to są mundury, które pamiętają dawne lata. Siedzimy na ławce bukowej z lat 40. XX wieku z emblematem PKP, takie ławki stały na wszystkich peronach w Polsce. Udało się ją odzyskać przez kasacją! Są też dwie ławki z naszej poczekalni, a jak wchodzimy to mamy potężne drzwi. To są oryginalne, pancerne drzwi z kasy biletowej. Wnosiliśmy je na pierwsze piętro w cztery osoby i musieliśmy wiele przystanków zrobić.
Dziś w miejscu dworca jest Multicentrum, ale trzeba odnotować, że funkcja dworca jest zachowana. Do tego muzeum, które znajduje się w miejscu z ciekawą historią.
Tak, na dworcu jest poczekalnia i chwała, że znalazła tu swoje miejsce. Są też neony - bardzo walczyłem, żeby zostały oryginalne neony. Nie dało się, bo taki był projekt budynku, ale są nowe neony od strony peronów i ludzie, którzy przyjeżdżają do nas widzą, że to „dworzec kolejowy Ostrołęka”.
W miejscu, gdzie teraz jest moje muzeum, były kiedyś pomieszczenia noclegowni drużyn konduktorskich. Piętro niżej był bar dworcowy. W ostatnim czasie jego bytności zamieniono go na restaurację. To był taki bar na takich wysokich, zabetonowanych stołach. W latach 60. i 70. XX wieku było tam mnóstwo ludzi. Z tego pomieszczenia jest zegar dworcowy zachowany i jest waga, bo można było tam kupować różne rarytasy takie jak wędliny.
Kolej. Pociągów w Ostrołęce przybywa. „Serce się raduje”
Ostatnio sporo na kolei się u nas dzieje. Jak spojrzymy z muzeum przez okno, to tych pociągów coraz więcej.
Serce się raduje. Ja jestem z trzeciego pokolenia kolejarzem, 37 lat pracy i niestety byłem w tym okresie, gdzie kolej była zwijana, a szczególnie ten dział połączeń pasażerskich. Likwidowano pociągi do Szczytna, Łap i długo nic się nie działo. Została tylko linia do Warszawy, zaniedbana, gdzie prędkość była 40-50 kilometrów na godzinę…
Później był taki lepszy czas i zaistniała możliwość, że będzie projekt rewitalizacji linii do Chorzel. To pchnęło sprawę, bo w międzyczasie została dokończona linia do Łap, wymieniono tory z Ostrołęki do Śniadowa i wtedy była możliwość połączenia do Łap w świetnych warunkach technicznych. To był strzał w dziesiątkę, bo ta linia zaprocentowała dla ruchu towarowego. A ostatnio otwarto połączenie bezpośrednie do Białegostoku.
Pisał Pan o tym połączeniu - i nie tylko - w swoich interpelacjach…
Wielokrotnie zabiegałem o połączenia do Olsztyna czy Białegostoku, bo wiedziałem, że apele oddolne, od radnego, od mieszkańców, przynoszą efekty. Jeżeli chodzi o połączenia do Białegostoku, to trzeba wspomnieć o wicemarszałku woj. Podlaskiego Marku Olbrysiu, on bardzo mocno pracował w tym temacie. Możemy wsiąść i jechać bezpośrednio, a Białystok jest naprawdę ważnym ośrodkiem. Do tego z Warszawą mamy bardzo dobre połączenie. Leży mi ciągle na sercu jeszcze jeden kierunek. Pisałem do pana prezydenta i do pana burmistrza Ostrowi Mazowieckiej Jerzego Bauera o połączenie Ostrołęka-Ostrów Mazowiecka-Małkinia. Pan burmistrz Bauer bardzo mocno się zaangażował. Jeżeli to by się zamknęło, to będziemy mieli z Ostrołęki pociągi do Białegostoku, Olsztyna, Warszawy i Małkini.
Kiedyś był taki pociąg „Lubelak”, on jechał z Lublina, przez Małkinię, do Ostrołęki, Olsztyn do Gdyni Głównej. Sam jeździłem nim i nad morze i do Olsztyna. Mam nadzieję, że takie połączenie wróci, a mamy zrewitalizowaną linię 35, z nowym, pięknym mostem.
Mam nadzieję, że „Szalonego Kurpia” nie reaktywują, bo on podobno strasznie wolno jeździł…
To prawda, może dlatego nazywał się „szalony”, ale to była wina infrastruktury. Ta rozkładowa prędkość 40-50 km/h dla pociągów pasażerskich to było już cofnięcie się w rozwoju. Pamiętam też, że przed zwinięciem połączeń jazda z Ostrołęki do Białegostoku trwała 6-7 godzin, prędkość była 15-20 km/h. Wyspać się można było, ale niektórzy żartowali, że i na grzyby można było wysiąść.
Ale to już było. Dziś kolej się odradza, bardzo zaangażowani są samorządowcy, kwestia tylko dogadania się.
Samorząd. Rada osiedla, rada miasta. Teraz sejmik?
Wiele lat spędził Pan w samorządzie Ostrołęki. Pewien etap się kończy.
To już 14 lat w samorządzie miasta, wcześniej 8 lat w radzie osiedla. Byłem wiceprzewodniczącym rady osiedla, później wiceprzewodniczącym rady miasta, przewodniczącym, a teraz prawie 6-letnia kadencja naszego samorządu - na koniec najdłuższa.
Myślę, że coś w tej Ostrołęce jest zrobione, nie można wszystkiego traktować negatywnie. Nie był to łatwy okres dla samorządu i nie dało się niektórych rzeczy zrobić, ale przez ten okres przeszliśmy i kończymy go bez burzy, bez wielkich nieporozumień. Wspominam, że to bardzo ciekawy czas, trudny i taki, który dużo mnie nauczył. Jestem usatysfakcjonowany tym, że widzę parę rzeczy, za którymi głosowałem. Jadąc al. Jana Pawła II widzimy rondo 100-lecia Odzyskania Niepodległości, z mojej inicjatywy ono zostało tak nazwane. To jedna z namacalnych rzeczy, która została po tej rocznicy.
Ale są też nowe wyzwania. Jest pan ostrołęckim kandydatem Prawa i Sprawiedliwości do sejmiku województwa mazowieckiego.
Podjąłem decyzję, żeby wystartować do sejmiku województwa mazowieckiego. Już po wyborach parlamentarnych w październiku zgłosiłem akces startu do sejmiku, została ona w Ostrołęce zaakceptowana przez struktury PiS. Była dobra wola i dziś mamy w Ostrołęce dwóch kandydatów do sejmiku z Prawa i Sprawiedliwości. Zdrowa rywalizacja nikomu nie zaszkodziła, a mamy decyzję z października 2023 roku, że wystartowało dwóch kandydatów na posłów z naszego miasta i obaj weszli do Sejmu z bardzo dobrymi wynikami. Mamy dwóch posłów z Prawa i Sprawiedliwości i chwała, bo w historii tego jeszcze nie było. Może scenariusz się powtórzy? Trzeba mieć nadzieję.
Jaki jest pana program wyborczy, z którym idzie Pan do wyborów 7 kwietnia 2024 roku?
Najważniejszym wyzwaniem jest bezpieczeństwo. Szeroko pojęte - tej malej ojczyzny, miasta, gminy, powiatu, województwa, ale i Polski. Widzimy, co się dzieje na Ukrainie, widzimy co robi Putin. Takie rzeczy, jak wspieranie i powoływanie jednostek wojskowych, a w Ostrołęce jest taki pomysł, jest bardzo ważne.
Trzeba zaszczepić w młodzieży, żeby obrona Ojczyzny była najważniejszym elementem i żeby nas scalała. Drugim elementem jest rodzina, pojęta jako najmniejsza jednostka w społeczeństwie. Jestem ojcem dwójki dzieci. Córka Paulina jest doktorem nauk o kulturze fizycznej, syn Marcin jest posłem na Sejm RP. Dumny jestem z dzieci! Ale mamy też ośmioro wnucząt - jedyną wnusię Julię, dla której nazwałem stojącą tu w pobliżu lokomotywę „Julia” i siedmioro wnuków. Trzeba wspierać rodziny. Czasami piszę na Facebooku - „Rodzina to moc!” - i tego się trzymam.
Oczywiście w programie musi być też kolej, która jest nerwem każdego państwa. Koleją są przewożone potężne ładunki. Do tego szybkie połączenia pasażerskie. Jest nowy rząd, ale mam nadzieję, że budowa CPK będzie kontynuowana. Ważna jest też oświata i służba zdrowia. Oświata leczy nas intelektualnie, pokazuje nam drogi, a służba zdrowia leczy nas tu i teraz. Chciałbym, by szkoły dostosowane były do potrzeb gospodarki. Żeby powstawały szkoły, które będą potrzebne w regionie, dla Mazowsza. A służba zdrowia? To dostępność do niej i czas oczekiwania. Bo choroba nie czeka, trzeba dofinansowywać szpitale, placówki służby zdrowia.
Zwrócę też uwagę na dziedzictwo narodowe. Jesteśmy na Kurpiowszczyźnie, mamy muzea, różne wydarzenia regionalne, dialekt kurpiowski, który powinien się pokazywać w szkołach. Elementy dziedzictwa są bardzo ważne. A przy tym na równi traktowałbym sport i turystykę. Sport niekoniecznie wyczynowy - mój pesel jest jaki jest, ale staram się uczestniczyć w różnych biegach, biegać dla siebie. I jak potruchtają ze mną wnuki, to jestem z tego dumny! Czasami najstarszego Olafka muszę prosić, żeby poczekał na dziadka.
Musimy wyciągnąć te dzieci od komputerów. Żeby znów na stadionach, na boiskach, było dużo dzieci i młodzieży. Dla mnie to bardzo ważny punkt programu.
Jak przebiega Pana kampania wyborcza?
Byłem na konwencji Prawa i Sprawiedliwości w Wyszkowie, w powiecie ostrołęckim udało się odwiedzić kilka miejsc, gdzie miałem okazję przedstawić swój program. Planuję jeszcze 2-3 takie spotkania, bo to bardzo ważne, to czas spędzony w terenie. Mam wyborczą gazetkę, która do państwa dotrze i tam jest przedstawiona moja koncepcja i historia, ale spotkania osobiste są bardzo ważne. Ten czas jest bardzo intensywny, ale robię to co lubię.
Jest takie przysłowie „jaki ojciec, taki syn”. Ale w rodzinie Grabowskich to chyba „jaki syn, taki ojciec”. Najpierw Marcin przetarł szlaki w sejmiku, teraz pan się wybiera.
Nawet numer 8 mamy ten sam. Marcin z numerem 8 w większości kariery występował na boisku, bo to był stoper albo defensywny pomocnik, później ósemkę otrzymał do Sejmu. Jak dostałem szansę wystartowania z Ostrołęki z list Prawa i Sprawiedliwości, to była możliwość może i wyższego miejsca o miejsce-dwa, ale postanowiłem, że weźmiemy tą szczęśliwą ósemkę.
Z Marcinem te nasze samorządowe szlaki sobie przecieraliśmy. Ja najpierw do rady osiedla, Marcin w tym czasie grał zawodowo w piłkę. Później dostałem się do rady miasta i później Marcin przetarł szlak do sejmiku. A teraz ojciec!
To na koniec tradycyjnie przyszedł czas na życzenia. Czego Panu życzyć i czego Pan życzy naszym czytelnikom?
Wszystko zależy od zdrowia. Dzięki Bogu, jak ono jest, to jakoś to się układa. Sobie i wszystkim życzyłbym bardzo dużo zdrowia i spokoju. To bardzo potrzebne, a dalej - czas pokaże.
Składam wszystkim najserdeczniejsze życzenia Świąt Zmartwychwstania Pańskiego. Jest coś nowego - Chrystus Zmartwychwstał. Mam nadzieję, że będziemy wspólnotą, że będziemy zdrowi i będziemy mogli bardzo dobrze spędzić ten świąteczny czas.