Tomasza Lisa ciężko jest traktować poważnie, patrząc na jego aktywność na Twitterze. Redaktor naczelny "Newsweeka" w swoich wpisach atakuje kogo popadnie. Internetowy hejt obejmuje nie tylko cały PiS, ale też osoby ze świata sportu - Zbigniewa Bońka czy Krzysztofa Stanowskiego. Przy tej ostatniej okazji oberwało się także... żonie Lisa. Czy to jeszcze publicystyka czy już obłęd?
- Internet wymaga coraz grubszej skóry. Do siania nienawiści w sieci przyznaje się już co dziesiąty Polak, najczęściej jest to mężczyzna lubiący zachowywać anonimowość - pisał Łukasz Rogojsz z "Newsweeka" w 2015 roku. Jego szef anonimowości nie zachowuje, ale idealnie wpisuje się w model internetowego hejtera. Być może wystarczy nawet przejść obok polityka Prawa i Sprawiedliwości by zostać skrytykowanym, choć krytyka to zbyt poważne słowo, ... oplutym przez Tomasza Lisa.
Przekonał się o tym szef PZPN Zbigniew Boniek, który w 2016 roku ośmielił się zwrócić uwagę Lisowi na jego wpisy. - Naczelny bukmacher RP, chyba obstawia w tym sezonie Kaczyńskiego... - przeczytał w odpowiedzi. - Jad odbiera trzeźwe spojrzenie - stwierdził Boniek, a jeden z internautów skomentował - Panie Tomku, w którym kierunku jeszcze pan nie splunął? Panu szkodzi rzeczywistość.
Wpisy "hejtujące" cały PiS, w tym rząd Beaty Szydło, stały się już praktycznie codziennością. Dzień bez oplucia demokratycznie wybranych polskich władz jest dla Lisa dniem straconym. Przykłady z ostatnich dni - w tym ten z cytowanym Radosławem Sikorskim (tym samym od "Ty, ja uważam, że można zaj***ć PiS komisją specjalną w sprawie Macierewicza" ze słynnych taśm prawdy).
Kaczyński jednak stara się zbudować koalicję - z kimkolwiek, byle utrącić Tuska. Mściwość, małość, podłość, zdrada.
— Tomasz Lis (@lis_tomasz) 18 lutego 2017
PIS-owscy zdrajcy Polski. https://t.co/ghQZUcG3Wz
— Tomasz Lis (@lis_tomasz) 18 lutego 2017
Morawiecki- 25 lat trwała postkomunistyczna era. Racja, skoro taki bolszewik został prezesem zachodniego banku i zarobił jakieś 30 mln.
— Tomasz Lis (@lis_tomasz) 17 lutego 2017
Ostatnio Lis przeszedł jednak samego siebie i zdecydował się puścić hejt w kierunku Krzysztofa Stanowskiego, dziennikarza sportowego, twórcę portalu weszło.com, znanego także z działalności charytatywnej. Stanowski udzielił wywiadu Gazecie Wyborczej, w którym opowiadał o zainicjowanej przez siebie akcji charytatywnej "Dobro Wraca". Jak ten wywiad odebrał Tomasz Lis? - Prymitywny PIS-owski hejter jest reklamowany przez Gazeta.pl jako agent dobra. Świat jest coraz śmieszniejszy - napisał. Nie zauważył jednak, że parę dni wcześniej jego żona Hanna Lis zaproponowała Stanowskiemu włączenie się w jedną z akcji charytatywnych, uprzejmie zwracając się do niego na Twitterze i życząc miłego dnia. Miało być poważnie, wyszło żenująco - Tomasz Lis skompromitował się nie po raz pierwszy, pośrednio uderzając także w swoją małżonkę. Stanowski wyśmiał jego próbę hejtu i zdeklasował go odpowiedzią.
A ty hejterze komuś pomogłeś, czy tylko stawiasz cuchnące, internetowe klocki? Truj się własnym jadem, ja będę robił swoje. pic.twitter.com/XwGOwjDif0
— Krzysztof Stanowski (@K_Stanowski) 19 lutego 2017
- Kocham politykę, sport i muzykę poważną, ale przez szacunek dla Was, o tej ostatniej pisać nie będę - czytamy w opisie twitterowego konta Tomasza Lisa. Może to i dobrze, że naczelny "Newsweeka" nie pisze o muzyce poważnej, wszak tworzą ją ludzie wrażliwi i na tego typu wpisy mogliby zareagować dość emocjonalnie. Szkoda zdrowia.