Całą Polskę ogarnęła mania "koronashoppingu". Premier Mateusz Morawiecki, ogłaszając zamknięcie szkół, zapewne nie spodziewał się, że ta informacja stanie się motorem napędowym gospodarki. Klienci wręcz walczą o produkty. Jednak - jak mówią sami ministrowie - taka panika i wykupywanie produktów nie jest wcale konieczna. O tym, co dzieje się obecnie w sklepach, można napisać wiele. Krótka wizyta w markecie trwa nawet kilkadziesiąt minut.
Scena pierwsza: Oczekiwanie na koszyk
Podjeżdżamy pod jeden z marketów. Niby środa, a ruch jakby była to co najmniej handlowa niedziela, o sobocie już nie wspominając. Na parkingu ciężko znaleźć wolne miejsce. A to dopiero początek... Schody - choć w przenośni - czekają nas już przy wejściu do sklepu. Brak koszyków! A do tego czeka kolejka, która błagalnie wypatruje każdego, kto właśnie opuszcza market. To może być ta osoba, która użyczy kluczowego pojazdu w zrobieniu zakupów życia.
- Przepraszam, długo panie czekają na koszyk? - pytam.
- A, jakieś 5 minut. Zaraz powinien być - odpowiada kobieta.
Jak powiedziała, tak było. Starsza pani dziarsko rusza w kierunku drzwi wejściowych i za chwilę znika między półkami.
Scena druga: Wejście
Po siedmiu minutach nadchodzi wiekompomna chwila - jest koszyk! Choć strach przed epidemią koronawirusa jest ogromny, nikt nie myśli o dezynfekcji na zakupach. Koszyki są przekazywane z rąk do rąk. Chociaż na pół godziny można zapomnieć o higienie, gdy na horyzoncie jest walka o papier toaletowy, makarony, konserwy i wodę mineralną.
Do sklepu wchodzi też kobieta z nastoletnim synem. Chłopak raczej średnio zainteresowany koronashopingiem, przewija coś na telefonie.
- Jest kolejny przypadek koronawirusa - mówi. Wszyscy oglądają się na niego, robiąc sobie krótką przerwę od zapełniania koszyków.
Scena trzecia: Ryż, kasza, makaron
Choć przedstawiciele rządu jednoznacznie mówili wczoraj, że sklepy nie będą zamknięte, to jednak ludność "wie lepiej" i markety zostały wypełnione poszukiwaczami makaronów i konserw. Przygotowania do domowej kwarantanny ruszyły pełną parą. Na półkach z produktami o długim terminie ważności robi się pusto jak w portfelu studenta. Ryż, kasza i makaron znikają w takim tempie, że ktoś kto zaplanował na środę spaghetti, mógł mieć nietęgą minę. Obiad w tej formie mógł mu przejść koło nosa.
- Jakbym wiedział, że tak będzie, to bym nie przychodził - mówię sobie w myślach. Po minie mężczyzny, który bezradnie rozkłada ręce na drugim końcu alejki, widzę, że myśli dokładnie to samo. Drobne zakupy przeistaczają się w walkę o produkty.
Znikają nie tylko ryż, kasza i makaron, ale również konserwy! Koronawirus sprawił, że wiele osób odkrywa w sobie pasję do turystyki - nie chodzi jednak o wyjazdy na Teneryfę, które są teraz tanie, jak nigdy wcześniej, ale o zamiłowanie do jedzenia w puszkach. Konserwa turystyczna przeżywa obecnie czasy prosperity. Jak świeże bułeczki (które notabene też dobrze się sprzedają), schodzą także oleje, pizze mrożone, mąka, cukier, mięso... Nie ma już wątpliwości - ogarnęła nas zakupomania.
Biada temu, kto właśnie zużył ostatnią rolkę papieru toaletowego i wybrał się do marketu, by dokupić zapas artykułu pierwszej (nomen omen) potrzeby. Właśnie papier, a do tego mydło i żele antybakteryjne można było znaleźć w koszykach prawie wszystkich klientów. Okazało się, że wiele osób nagle przypomniało sobie, że należy dbać o czystość i higienę. Szkoda tylko, że musiało dojść do zagrożenia związanego z epidemią, by sobie o tym przypomnieć. Zaraz, zaraz, czy to nie powinno być standardem?
Scena piąta: kolejka do kasy
Kiedy już udało się wywalczyć to, co było potrzebne, udaję się do kasy. Nietrudno zgadnąć, że czeka długa kolejka. Niemal wszystkie koszyki są wypełnione po brzegi, niektórzy przytrzymują swoje zakupy, by nie wypadły z koszyka.
- Trzeba przygotowac się na najgorsze - mówi jeden z mężczyzn w kolejce. Zapasy zrobił nie tylko z makaronu i papieru toaletowego, ale dorzucił też dwie butelki "czegoś mocniejszego".
Po 25 minutach docieram do kasy. Szybkie kasowanie, kilka produktów na bieżący czas i można wychodzić. Czas szybkich zakupów: 50 minut. Wychodzę. "Przepraszam, można koszyk?" - słyszę na finał.
PO PIERWSZE, NIE PANIKUJCIE!
Choć "koronashopping" ogarnął już cały kraj i Polacy tłumnie rzucili się do sklepów, to jednak trzeba powiedzieć wprost: na ten moment nie ma takiej potrzeby. Rozsiewane są plotki o możliwym zamknięciu sklepów, ale NIE SĄ ONE PRAWDZIWE!
- Stanowczo dementuję pojawiające się fake newsy. Wszystkie sklepy działają i będą działać normalnie! Nie ma mowy o zamykaniu żadnych placówek handlowych! - napisała na Twitterze minister rozwoju Jadwiga Emilewicz.
Do "koronashoppingu" odniósł się też Łukasz Szumowski:
- Nie ma powodu do wykupywania produktów na zapas. W kolejce, w tłumie w sklepie mamy szansę zarazić siebie i innych - powiedział na czwartkowej konferencji prasowej minister zdrowia.
MK