Janusz Piechociński o znaczeniu specjalnych stref ekonomicznych
O specjalnych strefach ekonomicznych z Januszem Piechocińskim, wicepremierem, ministrem gospodarki, prezesem PSL rozmawia Mateusz Żurawik.
Mateusz Żurawik: Ministerstwo Gospodarki występuje o przedłużenie funkcjonowania specjalnych stref ekonomicznych, które powstały w warunkach transformacji gospodarczej. Taka forma pomocy publicznej jest wciąż potrzebna?
Janusz Piechociński: Musimy pamiętać, że konkurencja w zakresie napływu inwestycji i kapitału jest dziś daleko większa, niż miało to miejsce w czasach, kiedy strefy były powoływane do życia w Polsce. Dodatkowo, konkurujemy dziś z zupełnie innymi krajami niż nawet 10 lat temu. W efekcie, strefy przeszły już metamorfozę i stały się jednym z kluczowych - i trzeba też przyznać nielicznych - narzędzi, jakie polski rząd posiada w kwestii przyciągania inwestorów. Zdajemy sobie sprawę, że ten mechanizm trzeba odświeżyć, zrewitalizować. W wydłużeniu terminu funkcjonowania SSE chodzi o impuls dla zagranicznych przedsiębiorców, którzy poszukują lokalizacji dla swoich inwestycji. Jednocześnie będziemy przyglądali się rozwiązaniom stosowanym w innych krajach europejskich. Czesi właśnie wydłużyli możliwość korzystania z ulg z 5 do 10 lat. Nie możemy zostać w tyle i biernie patrzeć na to, jak konkurenci zaciekle walczą o naszych potencjalnych pracodawców.
Czy dotychczasowy udział SSE we wspieraniu biznesu jest wystarczającym argumentem za przedłużeniem ich funkcjonowania?
Można patrzeć na liczby utworzonych miejsc pracy (186 tysięcy) oraz wartości poniesionych nakładów (blisko 80 miliardów PLN) i mieć dobre samopoczucie, bo to są imponujące rezultaty, ale dla nas to nie jest wystarczające. Mamy daleko bardziej ambitne plany i większe aspiracje. Chcemy przeanalizować realny wpływ SSE na gospodarkę Polski. W tym celu będziemy realizować badanie, które ma odpowiedzieć na pytanie ile miejsc pracy by nie powstało, gdyby nie strefy. Szacuję, że może to być nawet 70 proc. całości. Świetnym przykładem skuteczności stref jest Mielec, gdzie większość dużych przedsiębiorstw działa na terenie SSE.
Jednak przeciwnicy SSE zarzucają im zaburzanie zasad konkurencji.
To nie zarzut, ale fakt. Art. 107 Traktatu o funkcjonowaniu UE mówi jasno, że pomoc państwa jest co do zasady zakazana, poza tymi obszarami, gdzie jest dozwolona. Specjalne strefy ekonomiczne są właśnie takimi wyjątkami. Musimy mieć świadomość, że każdy kraj udziela jakiejś formy pomocy publicznej, a więc i my musimy. Robią tak zarówno kraje tzw. starej Unii, np. Francja, jak też te, które wstępowały do wspólnoty razem z nami. Niezwykle kreatywne w tym zakresie są Stany Zjednoczone, gdzie niemal każdy stan ma swój system zachęt, który uzupełnia wsparcie na poziomie federalnym. Takie są realia dzisiejszej ekonomii i nie można się na nie obrażać, ani o nich zapominać. Strefy nie oznaczają jednak, że rynkowe reguły ulegają zatarciu. Komisja Europejska ma tu jasną rolę i ma pełną informację w każdą inwestycję w strefie, na którą nakłady przekroczyły 50 mln euro. W przypadku inwestycji o wartości wyższej niż 100 mln euro, KE musi najpierw wyrazić zgodę, żeby inwestor z pomocy mógł korzystać. Wszystko po to, by monitorować wpływ pomocy publicznej na konkurencję. Nikt nie przyzna więc pomocy publicznej na inwestycję która powodowałaby ryzyko zachwiania sytuacji na rynku.
Tyle, że inwestor w strefie oznacza brak wpływów do budżetu. Jak mamy walczyć z dziurą w budżecie, jeśli pozwalamy firmom nie płacić podatków?
To kolejny mit, z którym musimy się mierzyć. Warto pamiętać, że zwolnienia podatkowe w strefie przyznawane są na przychody z działalności strefowej - żeby się pojawiły, firma musi najpierw zainwestować kapitał, zatrudnić ludzi, przejść okres rozruchu i dopiero po 2-3 latach ma pierwsze przychody. A w tym czasie cały czas płaci wynagrodzenia, składki na ZUS, odprowadza podatki pośrednie, płaci opłaty lokalne. I co jest najciekawsze my nic nie tracimy - bo przecież jeśli strefa była czynnikiem współdecydującym o lokalizacji projektu w Polsce, to gdyby strefy nie było, to z tych pozostałych efektów byśmy nie mogli skorzystać. No i wtedy jasna sprawa - wycieku w postaci zwolnienia by nie było.
Załóżmy, że funkcjonowanie stref zostanie przedłużone. Jaki biznes chcieliby państwo do nich przyciągnąć? Obecność w SSE na ogół opłaca się najbardziej tradycyjnym zakładom produkcyjnym.
Zamierzamy przyciągać przede wszystkim nowe technologie. Strefy należy więc kierować w stronę innowacyjności i klastrów. Będziemy również promować produkty i usługi o potencjale eksportowym. Przykładem takich firm mogą być więc producenci np. nowoczesnych silników czy katalizatorów. Na pewno konieczne będzie określenie na nowo, czym jest innowacyjność. Te kryteria będzie trzeba zdefiniować również podczas podziału pieniędzy unijnych.
Innowacyjność można wspierać również przez udzielanie pozwoleń na dłuższy czas np. firmom, które planują budowę centrów badawczo-rozwojowych. Dłuższe zezwolenia na obecność w strefie można również przyznawać firmom planującym inwestycje we wschodnich województwach Polski. Taki scenariusz wymagałby jednak zlikwidowanie granicznego terminu funkcjonowania stref na rzecz terminu ważności zezwoleń.
Ale chyba przyszłości stref nie da się oprzeć wyłącznie o branże innowacyjne?
Musimy mieć zróżnicowane podejście. Polska jest dużym krajem, gdzie cały czas są różnice w rozwoju. Pewne inwestycje, które nie cieszą już władz w danych regionach, byłyby witane z otwartymi ramionami gdzie indziej. Nie można o tym zapominać. Dlatego nie będziemy opierać się w strefach tylko na jednej gałęzi przemysłu, bo nie chcemy, by polska gospodarka była monokulturą. Jednocześnie widzimy synergie płynące z osiągnięcia masy krytycznej w danym obszarze. Polska jest głównym europejskim dostarczycielem komponentów samochodowych, mamy niekwestionowaną pozycję lidera nie tylko w regionie Europy Centralnej w zakresie centrów usług. To rezultaty wielu lat inwestycji. Trzeba to pielęgnować i dbać o dalszy rozwój.
Z jednej strony polska gospodarka nie może być monokulturą, ale z drugiej - wokół stref w naturalny sposób powstają firmy świadczące usługi dla klientów stref. Dobrym przykładem jest katowicka SSE, w której ogromną rolę odgrywa właśnie branża motoryzacyjna.
Strefy mogą i powinny inspirować powstawanie klastrów. Na ich rozwój wraz z prowadzeniem działalności badawczo-rozwojowej zostały zapisane pieniądze w ogólnych kierunkach unijnych zasad finansowania na lata 2014-2020.
Jakie dodatkowe zadania chcieliby państwo przekazać strefom? Jak rozumiem wraz ze zmieniającą się gospodarką i innymi oczekiwaniami rynku będą zmieniać się także kompetencje zarządu stref.
Strefy już teraz wyszły z roli „administratora zezwoleń na działalność w strefie".
Stały się bardzo ważną instytucją, która łączy świat przedsiębiorców oraz administracji. To dorobek ostatnich 15 lat. Co więcej, zarządcy stref pełnią rolę ambasadorów regionów, w których się znajdują. Mają także - w zakresie swoich kompetencji i ograniczeń wynikających z roli jaką pełnię - ofertę wsparcia dla inwestorów w innych obszarach, jak kwestie techniczne, kadrowe czy prawne.
Większość stref prowadzi również swoje inkubatory przedsiębiorczości i parki technologiczne. Zadaniem stref powinno być wymuszanie reorganizacji szkolnictwa wyższego i zawodowego, tak by można było kształcić specjalnie na potrzeby danej branży. Działają już w tej kwestii pierwsze programy pilotażowe, a strefy jako te organizacje, które są blisko biznesu, czują potrzeby firm.
Uważam, że w obrębie budżetu przewidzianego na zwalczanie bezrobocia, powinno się przeznaczyć pieniądze na szkolenia pod kątem konkretnego pracodawcy. Chcemy też, by firmy miały możliwość otrzymania dodatkowego wsparcia, jeśli udostępnią swoje zakłady młodzieży do odbycia praktyk.
Dodam jeszcze, że w ciągu ostatnich trzech lat wiele zmieniło się w funkcjonowaniu stref. Nie można już dowolnie zmieniać obszaru stref. Konieczny jest do tego konkretny projekt, który spełnia kryteria zapisane w rozporządzeniu. Przy ocenie inwestorów bierze się pod uwagę potencjał stworzenia klastra oraz innowacyjność projektu. Oczekujemy od inwestorów analizy efektu zachęty, żeby mieć pewność jakie konsekwencje byłyby w sytuacji braku udzielenia pomocy. Trzeba bowiem pamiętać, że alternatywą dla stref jest powiedzenie inwestorom, że my nie będziemy im nieba przychylać. Pytanie tylko, kto weźmie odpowiedzialność za ryzyko utraty tysięcy miejsc pracy, które zostałyby stworzone poza granicami Polski.
Wywiad pochodzi z blogu ministra piechocinski.blog.onet.pl
Zobacz również
Piechociński: Przyjrzymy się logice decyzji o wstrzymaniu budowy elektrowni w Ostrołęce
Wójt Roku 2012 wybrany. Zobacz wyniki
J. Piechociński rozważa powołanie komisji nadzywczajnej ws. tzw. trójpaku energetycznego [WIDEO]
Poseł Solidarnej Polski przeszedł do PSL
Janusz Piechociński wicepremierem i ministrem gospodarki
J. Piechociński: Koalicja wymknęła się spod kontroli
Kalendarz imprez
Pn | Wt | Śr | Cz | Pt | So | Nd |
28 | 29 | 30 | 31 | 1 | 2 | 3 |
4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 |
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 |
18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 1 |