Pożar w Łysych. Ogień w zakładzie największego pracodawcy zabrał wszystko. Pracownikom zostały auta i domy na kredyt. Zatrudniające prawie 1500 pracowników zakłady mięsne JBB w 8-tysięcznej gminie pod Ostrołęką wyrosły na krajowego potentata w branży. Nikt już nie pamięta, że na początku lat 90. Józef Bałdyga zaczynał mięsny biznes z 16 ludźmi. Rocznie produkowali tysiąc ton wędlin. Teraz dziennie robią nawet 300 ton. To znaczy: robili. Do 15.30 w poniedziałek.
Ludzie biegli z komórkami
– Mi to prawie czuprynę spaliło – opowiada Kamil, który pracował w poniedziałek w wędzarni. – Najpierw próbowaliśmy coś gasić, ale potem brygadzista kazał nam uciekać.
Proboszcz Stanisław Borkowski był wtedy na plebanii przy ulicy Kościelnej. Usłyszał strażacką syrenę. – Wyjrzałem przez okno. Ludzie szli ścieżką w stronę zakładów, nad którymi unosił się już czarny dym. Robili zdjęcia komórkami. Zaskoczyło mnie to. Wydało się niestosowne. Przecież tam pracowała cała wioska i pół powiatu. A oni zdjęcia... Ale potem, gdy coraz więcej jechało straży, widziałem ludzi wracających ze łzami w oczach. Płakali, bo zrozumieli, co się stało – opowiada proboszcz.
Ksiądz także poszedł pod zakład. W powietrzu śmierdziało plastikiem i palonym mięsem. Płonęły dwie hale i 2 miliony kilogramów gotowych wędlin i półtusz.
– Dym zakrywał niebo, dziesiątki straży, setki gapiów – opowiada Wiesław Kowalikowski, wójt gminy Łysy.
Żywioł udało się opanować około północy, pożar gasiło 58 jednostek straży pożarnej. – To największy powierzchniowo w ostatnich latach pożar. Ogień objął 22 tys. mkw. Gasiło go 260 strażaków – mówi Andrzej Frątczak, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej.
Żal we wsi
Kierowniczce gminnej biblioteki Mariannie Olszewskiej najbardziej żal małżeństw, które dzięki pracy w JBB wzięły kredyty na nowe domy. – Pan Bałdyga dobrze płacił. Ludzie mówią, że 2 – 2,5 tys. zł na rękę. To, jak dwoje pracuje, mogli sobie na kredyt pozwolić i dom budować. A teraz jakby im się świat zawalił. Dziś we wsi czuje się przygnębienie. Z ludźmi ciężko się rozmawia. Jakby zmarł tu ktoś bliski wszystkim – mówi Olszewska.
– Dużo małżeństw się do nas sprowadziło, bo oboje tam pracowali. Teraz będzie im ciężko. Dlatego w diecezji będzie zbiórka w ich intencji. Nie można ludzi samych zostawić – zapowiada proboszcz Borkowski.
Nadzieja na pogorzelisku
Dziś na terenie zakładu, wśród spalonych hangarów i walających się zwęglonych kiełbas, widać było ubranych w zielone drelichy pracowników zakładu. Przyszli do pracy jak co dzień – na ósmą rano. Zamiast przetwarzać mięso, zabrali się do porządkowania terenu.
– Spaliło się, to odbudujemy i znów będziemy pracować – mówi pracownik z 15-letnim stażem.
Pracę obserwuje tłumek mieszkańców. – Takiego szefa jak Józef Bałdyga to ze świecą szukać – mówi jedna z pracujących w dziale technologicznym kobiet, która z dzieckiem na ręku przyszła zobaczyć, jak wygląda zakład po pożarze. – On naprawdę dba o ludzi. Młodszych namawia do rzucenia palenia, do uprawiania sportów. Jak pracownik miał imieniny, to dostawał stówkę ekstra. Festyny organizował. To bardzo dobry człowiek.
W Łysych trudno znaleźć kogoś, kto by o Bałdydze powiedział złe słowo. – Wspaniały mężczyzna. Dla całej okolicy zrobił niewyobrażalnie wiele – mówi wójt Kowalikowski, który przedsiębiorcę zna od dziecka.
Teraz największym problemem jest wywiezienie 2 tys. ton półproduktów mięsnych, które znajdowały się w zakładzie. – Pogoda nam nie sprzyja, jest bardzo ciepło. Jeśli się z tym szybko nie uwiniemy, to grozi nam epidemia – martwi się Stanisław Kubeł z Ostrołęckiego Zespołu Zarządzania Kryzysowego. – Wszystko trzeba zutylizować.
Trudne kazanie
– To był szok – opisuje moment, w którym się dowiedział, że zakład płonie, Józef Bałdyga, właściciel JBB. – Trudno opowiedzieć, co się wtedy dzieje z człowiekiem... Co się stanie z jego pracownikami?
– Najbliższą wypłatę wszyscy na pewno dostaną – zapewnia właściciel. – Będziemy sprzątać. Niestety, pewnie część załogi będzie musiała pójść na bezpłatne urlopy, niektórzy na kuroniówkę.
Starosta ostrołęcki Stanisław Kubeł wystąpił już do Ministerstwa Pracy o dodatkowe pieniądze dla nowych bezrobotnych.
– Na pewno nikt nie zostanie bez środków do życia – zapewnia Jacek Kozłowski, wojewoda mazowiecki. – Na razie trwa szacowanie strat, będziemy monitorować potrzeby okolicznych gmin. Są w budżecie pieniądze zarezerwowane na takie tragedie i jestem gotów je uruchomić.
Dla ludzi najważniejsze jest jednak to, czy zakład zostanie odbudowany. – Na 100 procent – daje słowo Bałdyga. – Mamy własne receptury, znów wrócimy na rynek. Na mniejszą skalę produkcję uruchomimy już za cztery – pięć miesięcy. Obiecuję. Na razie nikt nie mówi, co było przyczyną pożaru. Wójt Kowalikowski słyszał, że zaczął się od pomieszczenia ze sprężarkami. Radiu Białystok jeden z pracowników mówił, że zapalił się wielki wentylator.
Jak było naprawdę, ustali dochodzenie. – Śledztwo dopiero się rozpoczęło – mówi "Rz" prokurator Andrzej Rycharski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Ostrołęce nadzorującej sprawę.
Nieoficjalnie wiadomo, że zakłady przetwórstwa mięsnego JBB były ubezpieczone, a wstępnie straty oszacowano na ponad miliard złotych.
Proboszcz Borkowski myśli, że odbudowa wielkiego zakładu potrwa co najmniej dwa lata. Co w tym czasie zrobią ludzie, których ogień pozbawił pracy?
– Przygotowuję kazanie na niedzielę. To będzie bardzo trudne kazanie – mówi proboszcz.
Jakby cały świat się zawalił
Kalendarz imprez
Pn | Wt | Śr | Cz | Pt | So | Nd |
28 | 29 | 30 | 31 | 1 | 2 | 3 |
4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 |
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 |
18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 1 |