Były dyrektor Muzeum Żołnierzy Wyklętych (w organizacji) Jacek Karczewski opisał na Facebooku kulisy swojego odejścia z placówki, którą przez lata zarządzał. "Będzie długo i szczerze" - ostrzegł na początku, dodając jednocześnie, że będzie... "trochę komicznie, trochę tragicznie, z nutką kryminału". I rzeczywiście, coś w tym jest.
Jacek Karczewski zrezygnował z funkcji dyrektora Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce w 2019 roku. Jego miejsce zajął Jerzy Kurstak, który pełnił obowiązki dyrektora przez kilka miesięcy. Od 11 lutego p.o. dyrektora jest już Piotr Liżewski, były komendant Straży Miejskiej w Ostrołęce.
Były dyrektor Jacek Karczewski postanowił opisać na Facebooku kulisy swojego odejścia. Napisał o "braku efektywnej komunikacji" pomiędzy organizatorami instytucji, niestabilnych warunkach współpracy, braku spójnej wizji promocji i rozwoju miasta czy... wymianie zamków w gmachu muzeum.
Cały wpis Jacka Karczewskiego publikujemy poniżej:
Ostatni raz (mam nadzieję) piszę w sprawie Muzeum Żołnierzy Wyklętych. Uwaga - będzie długo i szczerze. Trochę komicznie, trochę tragicznie, z nutką kryminału.
Długo rozważałem, czy powinienem zabrać głos w sprawie powodów mojej rezygnacji i okoliczności rozstania z muzeum. Zależało mi na tym, aby moje odejście coś zmieniło, poruszyło pewne tryby. Kilka zmian już nastąpiło – włodarze miasta zdali sobie sprawę z wagi tematu, głównie w kwestii finansowania. Chciałbym wierzyć, że również w kwestii samej idei, perspektyw, możliwości rozwoju. Jednakże, jeśli zmiany mają sięgnąć głębiej, o pewnych sprawach należy powiedzieć głośno i stanowczo. MKiDN poinformowało wczoraj, że w temacie muzeum „nie ma powodów do niepokoju”. Chciałbym być tak dobrej myśli.
Najważniejszym problemem i głównym powodem mojego odejścia z muzeum był brak efektywnej komunikacji pomiędzy organizatorami instytucji, bez której niemożliwe jest zapewnienie stabilności organizacyjnej i finansowej. W ubiegłym roku jeden z aneksów do umowy o wspólnym prowadzeniu muzeum podpisano na okres trzech miesięcy. Kolejny – na trzy kwartały. W tak niestabilnych warunkach, wobec ciągłej obawy o przyszłość, nie da się funkcjonować. Nie sposób racjonalnie organizować wydatków, podpisywać umów na świadczenie podstawowych usług, nie wspominając o płynności wypłat wynagrodzeń, planowaniu działań na kolejne lata, przygotowywaniu wystaw, wydawnictw, zabezpieczaniu wkładu własnego przy pozyskiwaniu środków. Ostateczna decyzja o rezygnacji zapadła, gdy moje apele do organizatorów o dramatycznej sytuacji finansowej muzeum pozostawiano bez jakiejkolwiek odpowiedzi.
W obecnej sytuacji przekazanie muzeum resortowi kultury jako jedynemu organizatorowi to słuszny kierunek. Można się spodziewać, że muzeum otrzyma wówczas niezbędne wsparcie i warunki rozwoju, o jakie przez lata walczyłem. Pozostaje jedynie żałować, że zdecydowano się na to tak późno.
Ostrołęce niestety od lat brakuje spójnej wizji rozwoju i promocji miasta, brakuje perspektywicznej refleksji o włączeniu muzeum (czy innych instytucji kultury) w takie plany. Chcę zaznaczyć, że oprócz głównego pola zainteresowań, czyli historii wojny i powojennego podziemia, muzeum gromadziło zbiory, relacje dotyczące historii miasta i regionu, mające potencjał edukacyjny, integracyjny, ale i związany z rozwojem turystyki. Miałem nadzieję, że włodarze zrozumieją ten potencjał i zechcą do niego sięgnąć. Może kiedyś przyjdzie na to czas.
W mediach wybrzmiała jedynie informacja o rezygnacji dyrektora. Warto jednak uściślić, że w ostatnim czasie odeszło właściwie całe kierownictwo placówki – osoby, z którymi współpracowałem najdłużej i którym muzeum najwięcej zawdzięcza. Gdy miasta takie jak Ostrołęka tracą na rzecz większych ośrodków doświadczonych specjalistów, którzy mogliby działać dla lokalnej społeczności, to jest wielka strata i zdecydowanie powód do niepokoju.
Po rezygnacji nie udałem się na zwolnienie lekarskie, nie uchylałem się od pracy. Nadal wypełniałem swoje obowiązki, zamykałem sprawy i oczekiwałem, że wkrótce zostanie powołany nowy dyrektor, a ja zdążę przekazać mu niezbędną wiedzę i płynnie wprowadzić w bieżące sprawy. Prezydent Ostrołęki Łukasz Kulik znał doskonale powody mojej rezygnacji. Obwieścił co prawda, że jej nie przyjmuje, ale nie podjął rozmowy, nie stworzył warunków do negocjacji ewentualnego mojego pozostania (co w innej sytuacji mógłbym wtedy rozważyć). We wrześniu udało się pomyślnie rozstrzygnąć przetarg na realizację wystawy stałej – zgłosiła się firma, która złożyła ofertę w ramach dostępnego budżetu. Pozostało jedynie podpisać umowę, prace mogły rozpocząć się jeszcze w ubiegłym roku. Do tej pory umowy nie podpisano, co generuje dalsze opóźnienia.
Kolejny powód do niepokoju, jaki zaobserwowałem w ciągu ostatnich miesięcy, to brak szacunku do wykonanej pracy oraz, delikatnie mówiąc, niefrasobliwość w gospodarowaniu finansami. Jesienią ubiegłego roku udało mi się pozyskać dla muzeum fundusze w wysokości 300 tysięcy złotych z rezerwy budżetowej na kilka projektów, nad którymi od dawna pracowaliśmy i które były gotowe do realizacji. Projektów nie zrealizowano, a większą część pozyskanych środków zwrócono. Ta sytuacja jest dla mnie niezrozumiała, a wręcz niewyobrażalna, wziąwszy pod uwagę, że przez lata mojej pracy w muzeum walczyłem o każdą złotówkę na działalność kulturalną. Nie na premie ani nagrody, ale na wystawy, publikacje, spotkania dla publiczności muzeum.
Słyszymy ostatnio często, że procedury rozwiązywania współpracy (czy raczej: pozbywania się ludzi) – nawet w sektorze kultury – z przyzwoitością czy szacunkiem mają coraz mniej wspólnego. Blokada komunikacyjna, odsuwanie od zadań i projektów, pozbawianie dostępu do poczty elektronicznej... Poza tym wszystkim doświadczyłem jeszcze innej sytuacji, którą chcę przedstawić jako przestrogę.
W trzeci weekend października 2019, chcąc przygotować się do oprowadzenia grupy, poszedłem do muzeum, jednak nie udało mi się dostać do środka. Policyjni technicy stwierdzili na miejscu, że przynajmniej dwa zamki zostały wymienione bądź uszkodzone. Nie znajdowałem żadnego logicznego wyjaśnienia tej sytuacji, a próba skontaktowania się przez telefon z prezydentem miasta nie przyniosła skutku. W poniedziałek rano okazało się, że zamki w drzwiach wejściowych wymienił jeden z szeregowych pracowników. Uczynił to po godzinach pracy, bez wiedzy kierownictwa muzeum i reszty zespołu, za to – jak się wkrótce dowiedziałem – w porozumieniu z władzami miasta. Kto jeszcze w tej operacji brał udział? Kto przy okazji miał dostęp do zbiorów, przestrzeni biurowych, dokumentów, w tym zawierających dane finansowe czy osobowe – tego nie wiem. Dowiedziałem się za to, że jeszcze w piątkowy wieczór sporządzono w ratuszu dokument powierzający tymczasowo obowiązki dyrektora muzeum temu samemu pracownikowi, który dokonał wymiany zamków. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego – czy taki incydent, Państwa zdaniem, nie budzi powodów do niepokoju?
Sercem muzeum są zbiory, a jednym z najważniejszych zadań instytucji – zapewnienie im bezpieczeństwa. Dotyczy to każdego muzeum, każdej kategorii zbiorów. W Ostrołęce przez lata pracowałem nad stworzeniem warunków, które to bezpieczeństwo zapewnią. Nieraz zdarzało się, że pewnych obiektów nie przejmowaliśmy – czekając, aż po przebudowie będziemy dysponować odpowiednimi warunkami. Motywy i schematy działania, które wobec mnie zastosowano, są mi doskonale znane z historii, którą się zawodowo zajmuję. Wspomniany incydent w mojej opinii nie tylko naraził muzeum na utratę zaufania społecznego, ale stanowi sygnał do poważnej refleksji. Zastanawiam się, czy wobec takich działań idea muzeum, które przywraca pamięć i godność, ma jeszcze jakąkolwiek rację bytu? Jaki przekaz trafia do osób, które tej instytucji zaufały, powierzyły własną historię i pamiątki? Kultura organizacyjna, styl przekazywania i przejmowania władzy, odbijają się często echem szerszym, niż przypuszczamy. A utracone zaufanie – do instytucji czy władzy samorządowej – bardzo trudno jest odbudować.