Ksiądz Antoni Brykczyński, żyjący w latach 1843-1913, był wyjątkową postacią dla gminy Goworowo. W historii gminy zapisał się m.in. jako budowniczy kościoła czy organizator życia lokalnej społeczności. Nie bał się poruszać trudnych tematów.
Ksiądz Antoni Brykczyński urodził się 23 maja 1843 roku w Ossie, syn Stanisława i Wandy. Wykształcenie średnie otrzymał w Białej Podlaskiej oraz Warszawie. W 1861 roku wstąpił do seminarium duchownego w Kielcach.
Jego przełożonym w seminarium był ks. Wincenty Chościak-Popiel. Zapamiętał go na tyle dobrze, że kiedy został biskupem płockim, poprosił, by Brykczyński, wówczas jeszcze student, przeniósł się do jego diecezji. Antoni Brykczyński uczył się jeszcze w Warszawie i Petersburgu, skąd powrócił po dwóch miesiącach z powodu problemów zdrowotnych, ale już jako kandydat do święceń. Otrzymał je w 1866 roku.
Mąż opatrznościowy dla parafii Goworowo
W 1887 roku ks. Antoni Brykczyński został proboszczem parafii w Goworowie. Nazywano go prawdziwym mężem opatrznościowym dla liczącej 15 tys. wiernych parafii Goworowo. Stworzył tam m.in. dom ludowy, czytelnię i ochronę. Za cel postawił sobie walkę z masową emigracją i umiał temu skutecznie przeciwdziałać. Kościół w Goworowie, dzięki temu, że ks. Brykczyński doskonale znał się na sztuce, znacznie upiększono. "Przegląd Katolicki" pisał nawet, że była to wówczas "jedna z najwspanialszych świątyń w Królestwie Polskiem".
"Świątynia goworowska znana jest też w kołach miłośników sztuki kościelnej, którzy przybywają ze wszystkich dzielnic polskich celem zwiedzenia i podziwiania tego kapitalnego dzieła" - pisano w prasie. Budowa kosztowała sporo i wyczerpała prawie cały fundusz parafialny ze składek i ofiar prywatnych. Ksiądz Brykczyński na dalszą budowę przeznaczył więc dochód ze swoich prac literackich. Był ekspertem w swojej dziedzinie na tyle zaufanym, że w 1901 roku powołano go do sądu konkursowego oceniającego projekt odnowy katedry płockiej.
Wzorowe korespondencje
Swoją wiedzę ks. Brykczyński wykorzystywał nie tylko w praktyce. Publikował także artykuły i rozprawy w pismach i książkach. Jego artykuły można było przeczytać m.in. w Przeglądzie Katolickim czy Gazecie Polskiej. Poruszał kwestie religijne, artystyczne, archeologiczne i społeczne.
W jednej z korespondencji księdza Brykczyńskiego, dotyczącej "wdzięczności zwierząt", czytamy:
Gospodarz z mojej parafji, Karolak, ze wsi Rembisz, ma dwuletniego buhaja, którego sam wyhodował i wypieścił. Otóż przed kilku tygodniami, gdy Karolak był na polu sąsiada, buhaj z drugiej wsi rzucił się na niego, obalił na ziemię i, depcąc racicami, trzy żebra mu połamał. Byłby go z pewnością zabił, ale szczęściem ujrzał to i usłyszał jęk swego pana ulubiony byczek Karolaka. Bez względu na to, że stary buhaj był od niego dwa razy większy, rzuca się na niego, bodzie rogami, przez to ściąga na siebie złość rozwścieczonego byka, który porzuca Karolaka, a zwraca rogi przeciwko nowemu nieprzyjacielowi. Wtem nadbiega pies Karolaka i zaczyna gryźć buhaja. I w ten sposób oba poczciwe zwierzęta od niechybnej śmierci dobrego pana swojego ocaliły, bo dały czas ludziom do przybycia z pomocą. Niechaj te przykłady wdzięczności zwierząt będą dla ich właścicieli zachętą do dobrego obchodzenia się z tymi swoimi pomocnikami w gospodarstwie, bo zarówno ludzi, jak zwierzęta łatwiej się zjednywa łagodnością, niż surowością.
- Korespondencje jego z prowincji były wzorem i przykładem, jak życie na prowincji obserwować, badać i oceniać można i należy - pisał "Przegląd Katolicki" w pożegnaniu kapłana po jego śmierci.
"Dusza promienna i rozpromieniająca"
Księdza Brykczyńskiego zapamiętano jako kapłana wyjątkowo wszechstronnego i energicznego. Parafianom poświęcał się bezgranicznie, podnosił drobiazgi życiowe lekceważone przez innych. Zmarł w 1913 roku i został pochowany w Goworowie, razem ze swoją matką Wandą Brykczyńską, która zmarła w 1888 roku.
Po jego śmierci "Przegląd Katolicki" napisał:
Była to dusza promienna i rozpromieniająca wszystko wkoło siebie. Obcując z nim zaczerpywało się odeń zasobów pogody, ciepła, miłości wyrozumiałej i niczem niedającej się zniechęcić, podziwiając przytem mimowoli i wysoki poziom niezwykle kulturalnego umysłu i zawsze interesujący, a nigdy niebanalny, tok rozmowy i szlachetnę dworność manier. Umiał z prostaczkami się zbratać i zniżyć do maluczkich, którym oddawał w ofierze kapłańskie swe ofiarne serce.