Jesteśmy jedynym w historii wojskowości krajem, w którym w dwóch prawie identycznych katastrofach samolotów wojskowych zginęło najpierw całe dowództwo lotnictwa, a potem całe dowództwo wojska ze zwierzchnikiem - czyli prezydentem - na czele. I właściwie nie ma winnych
Z gen. Sławomirem Petelickim, twórcą i byłym dowódcą jednostki specjalnej GROM, rozmawia Marta Ziarnik
Niedawno na jednym z filmów przedstawiających siły powietrzne dwukrotnie już prezentowanym jako reklama F-16 można było zobaczyć podoficera na wieży kontrolnej w Krzesinach z ołówkiem wypełniającego fiszki z informacjami.
- Muszę podkreślić, że widziałem różne lotniska NATO-wskie, ale na żadnym nie widziałem, żeby ktoś ołówkiem wypełniał karty samolotów! Tam to wszystko jest skomputeryzowane. To, co zobaczyłem, było wręcz przerażające. Kolejny szok przeżyłem, gdy na rzeczonym filmie pojawił się później jakiś młody oficer, który prezentował sprzęt ratowniczy dla pilotów. Takim głównym sprzętem było... lusterko z dziurką, którym niby wysyła się sygnały. Na filmie podkreślano, że ta metoda jest nieodkrywalna dla przeciwnika, bo nie jest to wysyłane na falach radiowych. Opowiadanie takich bajek w oficjalnym materiale MON jest nie do pojęcia. Ponadto wiadomo, że te F-16 nie mogą udzielać pomocy naszym żołnierzom w Afganistanie - nie tylko bojowo, ale nawet fotografując teren i pomagając rozpoznawczo. Kolejna kwestia jest taka, że nikt nie wie, kiedy te samoloty będą się wreszcie nadawały do czegokolwiek - w mediach podaje się rok 2018. A co do tego czasu? Śmigłowców nie mamy, bo - jak stwierdził szef sztabu gen. Mieczysław Cieniuch - program śmigłowcowy dopiero się zaczyna. Czyli znów mamy zmarnowane 12 lat.
A 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego?
- W jakim stanie jest Pułk Specjalny, to wszyscy widzą, bo przecież wożenie tzw. VIP-ów przekazano cywilnym lotnikom. VIP-y nie rozumieją, że te samoloty, które miały być od lat kupione, nie są dla nich, tylko że są przeznaczone dla ratowania obywateli polskich na zagrożonych terenach, a mogą z nich oczywiście korzystać prezydent i premier. Natomiast pozostali ministrowie powinni latać normalnymi liniami, bo nie są jakimiś nadludźmi.
Jestem zdumiony tym, że większość mediów, niestety, wmawia ludziom, że nic się nie stało. Podczas gdy jesteśmy jedynym w historii wojskowości krajem, w którym w dwóch prawie identycznych katastrofach samolotów wojskowych zginęło najpierw całe dowództwo lotnictwa, a potem całe dowództwo wojska ze zwierzchnikiem - czyli prezydentem - na czele. I właściwie nie ma żadnych winnych. Jeszcze się wmawia, że katastrofie uległ samolot prezydencki, kiedy wcześniej prezydentowi odmawiało się nawet do tego samolotu dostępu.
To ucieczka od odpowiedzialności. Czyli w rzeczywistości jest to nic innego, jak kolejna droga do katastrofy. Bo jeśli po katastrofie CASY minister obrony nie wyciągnął żadnych wniosków i w tej chwili znów udaje Greka, to czego można się spodziewać? Za żadną z tych katastrof nie poniósł konsekwencji i wmawia się nam ciągle, że wszystko jest w porządku.
A jak jest w pozostałych strukturach?
- Słyszałem ostatnio słowa jednego z ekspertów, który mówił, że nasza armia jest w fatalnym stanie. Wiemy, że nie mamy marynarki, bo w przypadku tej słynnej korwety Gawron (budowanej 8 lat), która miała kosztować 300 mln, sam kadłub kosztował 1,2 miliarda. I za to też nie ma żadnych odpowiedzialnych. Niedawno minister Bogdan Klich go wodował i przy tej okazji powiedział, że nie ma już więcej pieniędzy. Jest to przerażający obraz.
Tym bardziej że co chwilę pojawiają się informacje o rezygnacjach ze stanowisk kolejnych generałów.
- Dokładnie. Ale co może zrobić w takiej sytuacji żołnierz? Żołnierz, jeżeli jest źle dowodzony, może jedynie odejść. Nie może tego zrobić w czasie wojny. Ale że wojny nie ma, to ci wojskowi po cichu odchodzą. Jak gen. Waldemar Skrzypczak powiedział, jaki jest stan armii, to go wówczas zakrzyczano. Świętej pamięci pan prezydent też nie stanął wówczas w jego obronie. Tymczasem gdyby gen. Skrzypczaka - i takich ludzi jak on - posłuchano, to by nie doszło do tej katastrofy z 10 kwietnia. Jestem o tym przekonany. I takich ludzi w wojsku jest coraz więcej, ale stawia się na BMW (bierny, mierny, ale wierny) i stąd zmiana tej ustawy, żeby do 65. roku życia posłuszni generałowie mogli służyć. Dlatego poważni generałowie odchodzą, gdyż nie chcą opowiadać bajek o stanie naszej armii.
Chyba praktycznie każdy taki wojskowy po złożeniu rezygnacji spotyka się z szeroko zakrojoną nagonką na swoją osobę ze strony MON. Dlaczego tak się dzieje?
- Takich generałów zawsze się atakuje. W MON są dyżurni atakujący, dyżurni opluwacze, którzy opluwają tych, kogo im każą. Tak to właśnie wygląda, że opluwa się tych, którzy mówią prawdę. O mnie też minister obrony Klich powiedział, że "dezinformuję społeczeństwo". Osoby winne tych wspomnianych wcześniej katastrof - na czele z ministrem Klichem - muszą wreszcie za to odpowiedzieć. Nie może być tak, że partia, która ma większość, może mówić, co jest prawem, a co nim nie jest. W każdym cywilizowanym kraju po takiej katastrofie rząd podałby się do dymisji. A to dlatego, że nie potrafi ochronić najważniejszych urzędników w państwie.
Ale sposób narracji w tej sprawie prezentowany w mainstreamowych mediach jest zgoła inny.
- Winę zwala się na kancelarię śp. prezydenta, mimo że wszyscy wiedzą, iż takie wizyty koordynuje kancelaria premiera z Tomaszem Arabskim na czele. Mimo że samolot i piloci są wojskowi, a kontrwywiad jest w gestii ministra obrony. Co najważniejsze, to lotnisko w Smoleńsku już na kilka dni przed przylotem polskiej delegacji powinno być sprawdzone. Tam, na miejscu, powinna być polska ekipa - taka sama powinna się znajdować na wyznaczonym lotnisku zapasowym. To jest elementarz w NATO. Tymczasem podczas jednej z konferencji prasowych premier Donald Tusk powiedział, że "w Polsce nie ma takiego obyczaju, żeby sprawdzać". A przecież Polska jest od 10 lat w NATO i z tego względu muszą u nas obowiązywać te same procedury, co w pozostałych państwach Sojuszu! Zaś wypowiedzi tego typu zwyczajnie kompromitują - premiera włącznie.
Jak Pan ocenia próbę przekazu, jakoby pasażerowie Tu-154M lecieli do Smoleńska "prywatnie"?
- 10 kwietnia to była uroczystość główna i leciały na nią najważniejsze osoby w państwie. To, że premier Władimir Putin wymyślił sobie, że on zrobi obchody 7 kwietnia, to jest jego sprawa. Propagandowe jest wmawianie Polakom, że to była prywatna wizyta i że prezydent nakazał pilotom lądowanie, stając się tym samym winnym tej katastrofy. Zresztą usiłowanie zrzucenia winy na pilotów i pogodę też jest niedorzeczne. Chyba najlepszym określeniem tego typu działań jest słowo "hańbiące". Hańbiące jest też brnięcie w tę ślepą uliczkę i wmawianie nam, że wszystko jest w porządku, bo pogrzeby ofiar zostały zorganizowane elegancko. To nas jedynie ośmiesza w oczach NATO, Unii Europejskiej oraz w oczach całego świata. Bo takiej katastrofy na świecie jeszcze nie było.
Czytaj więcej na www.naszdziennik.pl
Gen. Petelicki: Klich czeka na kolejną katastrofę
Kalendarz imprez
Pn | Wt | Śr | Cz | Pt | So | Nd |
28 | 29 | 30 | 31 | 1 | 2 | 3 |
4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 |
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 |
18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 1 |